(2012) הסיפור של יוסי
To szósty film Eytana Foxa, który oglądam i reżyser nigdy wcześniej nie robił na mnie wrażenia sadysty, ale tym razem było to pierwsze, co przychodziło mi do głowy. "Yossi & Jagger" to jedna z moich ulubionych historii miłosnych i wcale nie uśmiechało mi się to, że Fox zrobił ciąg dalszy. Chciałem na zawsze pozostać z tamtą smutną i piękną historią, z tamtymi wiecznie młodymi chłopakami. Ale oczywiście nie mogłem nie obejrzeć kontynuacji. Ot, taką już mam przeklętą naturę.
I oczywiście stało się dokładnie to, czego się obawiałem. Pierwsze spojrzenie na Yossiego i szok! Ten "ktoś" to Yossi? Trudno mi było w to uwierzyć. Nie tak wyobrażałem sobie go po 10 latach (po prawdzie to wcale nie chciałem sobie go wyobrażać jako kogoś innego niż 23-letni żołnierz). Świetnie oddaje to scena, którą umieściłem powyżej.
Kiedy jednak minął pierwszy szok, okazało się, że Yossi wciąż jest mi bliski, a nowa opowieść Foxa jak zwykle wciągnęła mnie i oczarowała. "Yossi" to przypowieść o samotności, która początkowo była sposobem na poradzenie sobie ze straszliwym bólem straty, ale po latach stała się skorupą, więziennymi murami, zza których nie można się wydostać. Przeżyta tragedia, która dawno już powinna zostać przyprószona grubą warstwą kurzu, przyczynia się do scen pełnych poniżenia, wstydu, dyskomfortu i zwyczajnej niezręczności.
Ale tym razem Fox daje swojemu bohaterowi odrobinę ciepła. I to właśnie owo zetknięcie z Tomem staje się siłą filmu. Reżyser świetnie połączył dwie sprawy. Po pierwsze Tom daje szansę na zamknięcie rany, po drugie jest to też pretekst do porównania pokoleniowych różnic i zmian, jakie w ciągu dekady dokonały się w Izraelu. Fajnie to wygląda i trochę łagodzi szok, jakim jest widok spasionego Ohada Knollera.
W kilku scenach zakochałem się bez pamięci, jak choć ta, kiedy Yossi ma łzy w oczach słuchając recitalu. Fox nadal wie, jak trafić do swojego odbiorcy.
Ocena: 7
PS. Mój ból nowym wizerunkiem Yossiego złagodziło dodanie do płyty "Time Off", mojego najbardziej ukochanego filmu Foxa.
I oczywiście stało się dokładnie to, czego się obawiałem. Pierwsze spojrzenie na Yossiego i szok! Ten "ktoś" to Yossi? Trudno mi było w to uwierzyć. Nie tak wyobrażałem sobie go po 10 latach (po prawdzie to wcale nie chciałem sobie go wyobrażać jako kogoś innego niż 23-letni żołnierz). Świetnie oddaje to scena, którą umieściłem powyżej.
Kiedy jednak minął pierwszy szok, okazało się, że Yossi wciąż jest mi bliski, a nowa opowieść Foxa jak zwykle wciągnęła mnie i oczarowała. "Yossi" to przypowieść o samotności, która początkowo była sposobem na poradzenie sobie ze straszliwym bólem straty, ale po latach stała się skorupą, więziennymi murami, zza których nie można się wydostać. Przeżyta tragedia, która dawno już powinna zostać przyprószona grubą warstwą kurzu, przyczynia się do scen pełnych poniżenia, wstydu, dyskomfortu i zwyczajnej niezręczności.
Ale tym razem Fox daje swojemu bohaterowi odrobinę ciepła. I to właśnie owo zetknięcie z Tomem staje się siłą filmu. Reżyser świetnie połączył dwie sprawy. Po pierwsze Tom daje szansę na zamknięcie rany, po drugie jest to też pretekst do porównania pokoleniowych różnic i zmian, jakie w ciągu dekady dokonały się w Izraelu. Fajnie to wygląda i trochę łagodzi szok, jakim jest widok spasionego Ohada Knollera.
W kilku scenach zakochałem się bez pamięci, jak choć ta, kiedy Yossi ma łzy w oczach słuchając recitalu. Fox nadal wie, jak trafić do swojego odbiorcy.
Ocena: 7
PS. Mój ból nowym wizerunkiem Yossiego złagodziło dodanie do płyty "Time Off", mojego najbardziej ukochanego filmu Foxa.
Komentarze
Prześlij komentarz