Berberian Sound Studio (2012)

Witajcie w świecie dźwięków, gdzie zwyczajne rzeczy nie dzieją się zbyt często.


Jest wiele powodów, dla których sięgam po ten a nie inny film, ale bardzo rzadko jest nim zwiastun. Jednak w przypadku "Berberian Sound Studio", gdy tylko zobaczyłem zapowiedź, wiedziałem, że muszę całość zobaczyć. Zwiastun zapowiadał film dziwny, gdzie myślenie ma mniejsze znaczenie niż doświadczenie. I nie zawiodłem się. "Berberian Sound Studio" to rzecz fascynująca, hipnotyzująca i co ważne wielowarstwowa.

Całość została tak nakręcona, że właściwie nie bardzo wiadomo, jak ją ugryźć. Jest wiele możliwych interpretacji, każda wydaje się równie prawdopodobna. Najprościej jest oczywiście podejść do filmu, jak do snu, który śni Gilderoy. Ale nawet taka interpretacja nie rozwiązuje wszystkich problemów. Bo też, w którym dokładnie momencie Gilderoy śni? Czy leży sobie w łóżku w Anglii myślami będąc jeszcze przy dokumencie o Box Hill, ale już zastanawiającym się nad tym, jak może wyglądać praca nad włoskim horrorem? A może leci już w samolocie? A może jest po pierwszym dniu pracy we Włoszech? To wymieszanie życia prywatnego Gilderoya, filmu o Box Hill i horroru o czarownicach zostało dokonane z taką wprawą, że całkowicie zatarte zostały granice. Warto zwracać uwagę na rozpiski scen, wsłuchiwać się w powtórzenia efektów dźwiękowych, by wyłapać większość niuansów.

Można też uznać, że jest to historia o szaleństwie, w które stopniowo popada Gilderoy pod wpływem stresu związanego z tym, co widzi i co jest od niego wymagane. Albo też, biorąc pod uwagę tematykę włoskiej produkcji, można uznać, że jest to film o śmierci. Korytarz, w którym widzimy Gilderoya na początku wygląda jak z kafkowskiej wizji piekła.

"Berberian Sound Studio" można też traktować jako opowieść o uleganiu naciskom i przekraczaniu granic, jakie wydawały się osobie nie do przekroczenia. Przypomina to eksperyment o gotowaniu żaby: wrzuć ja do wrzątku, a wyskoczy, wrzuć do zimnej wody, którą następnie będzie się podgrzewać, a da się ugotować. Gilderoy na początku jest postacią spokojną i cichą, ale wraz z rozwojem akcji wzrasta u niego poziom agresji, staje się asertywny, z zawziętą miną dźga kapustę, a nawet "torturuje" jedną z aktorek. Wystarczy porównać to choć ze sceną, gdzie w naiwny sposób próbuje "uratować" jedną z bohaterek przed waginalną torturą odmawiając dodania efektu dźwiękowego (co samo w sobie jest paradoksalne, bo przez to scena jest powtarzana, bohaterka od nowa torturowana).

Oczywiście na swoim podstawowym poziomie "Berberian Sound Studio" to wyraz fascynacji włoskimi horrorami gotyckimi i gatunkiem giallo. (Akcja filmu rozgrywa się w 1976 roku, czyli wtedy, kiedy Dario Argento kręcił "Suspirię".) Jednak nie powiedziałbym, że "Berberian Sound Studio" jest hołdem złożonym temu gatunkowi, a jeśli jest, to Strickland jest jeszcze bardziej przewrotny, niż mi się wydawało. Jakkolwiek efekty dźwiękowe są fascynujące, sam film, nad którym pracuje Gilderoy, jest absurdalny i nie mam żadnych wątpliwości, że jest kiczem. Z "Berberian Sound Studio" wypływa prosty morał: filmów giallo nie da się oglądać, ale jest w nich coś, co działa naw wyobraźnię i fascynuje. Strickland oddaje też hołd wielokulturowemu aspektowi tamtych produkcji, ale i nonszalancji, z jaką pracowano na planie. Aktorzy mówili różnymi językami, co nie miało znaczenia, bo filmy i tak były dubbingowane w dwóch wersjach włoskiej i angielskiej. Choć sam się z tym nie spotkałem, Strickland twierdzi, że zdarzały się takie wpadki, że do kin trafiały kopie będące połączeniem obu wersji językowych. Mogło się więc zdarzyć tak, że część filmu była po angielsku, a część po włosku (co bardzo fajnie Strickland wykorzystał u siebie).

"Berberian Sound Studio" to również nostalgiczna podróż w czasie, kiedy dźwięk był czymś bardziej rzeczywistym, namacalnym. Dziś dźwięki miksowane są na komputerze. W "Berberian Sound Studio" wszystko dzieje się staromodnie. I dzięki temu dźwięk nabiera tu wagi, staje się niczym piąty wymiar, w którym mamy do czynienia z inną percepcją rzeczywistości. Strickland pokazuje, że film nie jest wyłącznie medium dla wzrokowców, że wyobraźnia karmiona jest w równie dużym stopniu przez to, co odbierają nasze uszy.

Ocena: 8

Komentarze

  1. Mam nadzieję, że jeśli kiedyś trafię na ten film i go zobaczę (dzięki tobie), że okaże się równie ciekawy jak twój do niego opis. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wątpię, żeby film trafił do naszych kin. Ale może kupi go Cinemax. To film, który by do ich programu pasował.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)