Madrid, 1987 (2011)

Odrzeć bohaterów (i aktorów) ze wszystkiego i ubrać ich jedynie w słowa to wielka sztuka. Wielu reżyserów tego próbowało, ale nielicznym tylko się to udało. Niestety David Trueba zasila szeregi tych, którzy polegli.


Starzec i studentka najpierw rozmawiają w kawiarni, potem w malarskim studiu, a na końcu zamknięci zostają w łazience i dalej wymieniają się obserwacjami o świecie. Rozmawiają o wszystkim, ale głównie o seksie, przemijaniu, sztuce komunikacji myśli i polityce. I tyle. On jest zafascynowany jej młodością. Czego ona dokładnie szuka, tego się nigdy nie dowiemy.

Jednak u Trueby nie mamy do czynienia ze słownym pojedynkiem. Rozmowy nie odkrywają przed nami ani głębokich prawd o świecie, ani nawet tych pomniejszych prawd o bohaterach. Słowa płyną z ust obojga, układając się w barokowe konstrukcje, z których nie wynika nic poza czysto estetycznymi wrażeniami. Być może problemem jest to, że bohaterowie to pisarze (on jest uznanym felietonistą, ona ma ambicje kimś takim się stać). Być może w przypadku dwojga zwyczajnych osób reżyser powstrzymałby się przed nadmierną kwiecistością quasi monologów. To właśnie ten potok werbalnych ozdobników tak bardzo mnie nużył. A to już coś musi znaczyć, bo ja zazwyczaj lubię tego rodzaju kino.

Ocena: 5

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)