Deadgirl (2008)
Wszystko jest kwestią percepcji. Niby wiadomo, jak powinniśmy zachowywać się wobec potworów. Ale wystarczy, że zamiast obleśnej kreatury pojawi się naga, w miarę wyględna babka, a już postawa się zmienia. Niby wiadomo, że jest potworem, ale... Impuls natychmiastowej destrukcji zastąpiony zostanie innym. U jednych wzbudzi chorą fascynację, pragnienie dominacji i rozporządzania cudzym ciałem. U innych wzbudzi równie nienormalne w tych warunkach pragnienie ratowania. Ci pierwsi (dla uproszczenia nazywajmy ich z angielskiego "cunt") mają z początku łatwą przewagę. Bowiem różnica między nimi a potworami jest naprawdę ledwie zauważalna. Ci drudzy (również dla ułatwienia użyjmy angielskiego zwrotu "pussy") z kolei są z definicji słabi, więc na deklaracjach i półśrodkach będą kończyć... przynajmniej do czasu.
Twórcy filmu stawiają ciekawe pytania o ludzką naturę, o dyktat powierzchownych wrażeń i potworność czynów człowieczych. Szkoda więc, że na pytaniach kończą. Sam w sobie "Deadgirl" jest filmem miernym z przerażająco słabą grą aktorską i scenariuszem, który miejscami śmierdzi gorzej od głównej bohaterki. Znalazłem w nim w zasadzie dwie fajne sceny: kiblowa eksplozja (jedyny moment prawdziwego gore) i akcja na stacji benzynowej (redefiniująca termin "słaba płeć"). To trochę mało jak na 100 minut.
Ocena: 5
Twórcy filmu stawiają ciekawe pytania o ludzką naturę, o dyktat powierzchownych wrażeń i potworność czynów człowieczych. Szkoda więc, że na pytaniach kończą. Sam w sobie "Deadgirl" jest filmem miernym z przerażająco słabą grą aktorską i scenariuszem, który miejscami śmierdzi gorzej od głównej bohaterki. Znalazłem w nim w zasadzie dwie fajne sceny: kiblowa eksplozja (jedyny moment prawdziwego gore) i akcja na stacji benzynowej (redefiniująca termin "słaba płeć"). To trochę mało jak na 100 minut.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz