De rouille et d'os (2012)
Serio, ten film uznawany jest za jedną z najlepszych francuskich produkcji 2012 roku? Mnie Jacques Audiard kompletnie rozczarował, zwłaszcza po świetnym "Proroku". "Rust and Bone" to kino pompatyczne, zaślepione przekonaniem twórcy o swych artystycznych mocach przerobowych. A w rzeczywistości jest to przydługa bajka, która długo udaje próbę uchwycenia prawdy o ludzkiej naturze, by na końcu wszystko to wrzucić do kosza i dokonać gwałtu na inteligencji widzów.
Przez większość filmu "Rust and Bone" jeszcze jakoś się broni (nawet jeśli jest rozciągnięte do granicy wytrzymałości). Broni się dzięki postaci Alaina, emocjonalnego nomada, niezdolnego do odpowiedzialności i stałości. Jest jak lek, który w niewielkich dawkach bywa zbawienny. Przekonuje się o tym Stéphanie, dla której szorstkie obejście Alaina jest idealną podporą, kiedy jej świat legł w ruinie. W jego zachowaniu wobec niej nie ma litości, przewrażliwienia czy natrętnej troski. Traktuje ją normalnie, czasem z chłodem, czasem ze zdumiewającą otwartością i szczerością. Jednak w zbyt dużych dawkach bywa destrukcyjny, o czym przekonują się jego siostra i syn. I właśnie przez konsekwentne budowanie takiego portretu bohatera, kompletnie nie wierzę w to, co dzieje się przez ostatnie 20 minut. Poczułem się oszukany, a film okazał się stratą dwóch godzin. Gorszych wyborów już chyba nie dało się dokonać. Żal mi Audiarda, żal mi Schoenaertsa i żal mi siebie, że nie przerwałem oglądania filmu, kiedy jeszcze miałem okazję.
Ocena: 4
Przez większość filmu "Rust and Bone" jeszcze jakoś się broni (nawet jeśli jest rozciągnięte do granicy wytrzymałości). Broni się dzięki postaci Alaina, emocjonalnego nomada, niezdolnego do odpowiedzialności i stałości. Jest jak lek, który w niewielkich dawkach bywa zbawienny. Przekonuje się o tym Stéphanie, dla której szorstkie obejście Alaina jest idealną podporą, kiedy jej świat legł w ruinie. W jego zachowaniu wobec niej nie ma litości, przewrażliwienia czy natrętnej troski. Traktuje ją normalnie, czasem z chłodem, czasem ze zdumiewającą otwartością i szczerością. Jednak w zbyt dużych dawkach bywa destrukcyjny, o czym przekonują się jego siostra i syn. I właśnie przez konsekwentne budowanie takiego portretu bohatera, kompletnie nie wierzę w to, co dzieje się przez ostatnie 20 minut. Poczułem się oszukany, a film okazał się stratą dwóch godzin. Gorszych wyborów już chyba nie dało się dokonać. Żal mi Audiarda, żal mi Schoenaertsa i żal mi siebie, że nie przerwałem oglądania filmu, kiedy jeszcze miałem okazję.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz