The Kings of Summer (2013)
Fantastyczne kino! Idealna mieszanka historii o dorastaniu, niezależnego sztafażu i dialogów lepszych od tego, co można usłyszeć w 90% obecnych sitcomów. Kino jednocześnie piękne i delikatne, inteligentne i rubaszne, okraszone świetnymi zdjęciami i doskonałą muzyką Ryana Millera. Nie chciałem, żeby seans się kończył.
"Królowie lata" są jakby antytezą filmów Larry'ego Clarka i Harmony'ego Korina. U nich problemy nastolatków wynikały z nieobecności rodziców. Twórcy "Królów" pokazują, że wcale nie jest dla młodych lepiej, kiedy rodzice starają się być obecni w życiu swoich pociech. Za bardzo się starają, przez co tłamszą potrzebę niezależności i budzą agresję. Albo też są zbyt niezdarni, przez co zamiast się wspierać, wzajemnie grają sobie na nerwach. Jordan Vogt-Roberts do spółki z Chrisem Gallettą potrafili świetnie ten problem uchwycić. I co istotne nie tylko z punktu widzenia dzieciaków ale też i ich rodziców.
"Królowie lata" podejmują wiele tematów, które tak naprawdę nie są zbyt odkrywcze. Jak choćby to, że do dorosłości nie ma drogi na skróty. Joe swoim buntem chciał zakląć rzeczywistość, ale w rzeczywistości dostał to, czego naprawdę pragną, przekroczył próg niewinności. A jest to rzecz zawsze traumatyczna, ponieważ nawet, kiedy wiele zyskujemy i dowiadujemy się o sobie, równie wiele tracimy. Sztuką jest to, by nie zatracić się całkowicie.
To, dzięki czemu film zrobił na mnie tak pozytywne wrażenie, jest sama forma. Bezpretensjonalne połączenie humoru i inteligencji, która sprawiła, że chciało mi się słuchać o rzeczach oczywistych. Galletta napisał sporo świetnych tekstów, szczególnie jeśli chodzi o kwestie wypowiada przez Franka i Biaggio. Nie raz i nie dwa parskałem śmiechem. Byłem też pod wrażeniem gry młodych aktorów. Na moich oczach rozkwita nowe pokolenie aktorów.
Ocena: 9
"Królowie lata" są jakby antytezą filmów Larry'ego Clarka i Harmony'ego Korina. U nich problemy nastolatków wynikały z nieobecności rodziców. Twórcy "Królów" pokazują, że wcale nie jest dla młodych lepiej, kiedy rodzice starają się być obecni w życiu swoich pociech. Za bardzo się starają, przez co tłamszą potrzebę niezależności i budzą agresję. Albo też są zbyt niezdarni, przez co zamiast się wspierać, wzajemnie grają sobie na nerwach. Jordan Vogt-Roberts do spółki z Chrisem Gallettą potrafili świetnie ten problem uchwycić. I co istotne nie tylko z punktu widzenia dzieciaków ale też i ich rodziców.
"Królowie lata" podejmują wiele tematów, które tak naprawdę nie są zbyt odkrywcze. Jak choćby to, że do dorosłości nie ma drogi na skróty. Joe swoim buntem chciał zakląć rzeczywistość, ale w rzeczywistości dostał to, czego naprawdę pragną, przekroczył próg niewinności. A jest to rzecz zawsze traumatyczna, ponieważ nawet, kiedy wiele zyskujemy i dowiadujemy się o sobie, równie wiele tracimy. Sztuką jest to, by nie zatracić się całkowicie.
To, dzięki czemu film zrobił na mnie tak pozytywne wrażenie, jest sama forma. Bezpretensjonalne połączenie humoru i inteligencji, która sprawiła, że chciało mi się słuchać o rzeczach oczywistych. Galletta napisał sporo świetnych tekstów, szczególnie jeśli chodzi o kwestie wypowiada przez Franka i Biaggio. Nie raz i nie dwa parskałem śmiechem. Byłem też pod wrażeniem gry młodych aktorów. Na moich oczach rozkwita nowe pokolenie aktorów.
Ocena: 9
Komentarze
Prześlij komentarz