Magnifica presenza (2012)
Ferzan Oztepek nie zaskakuje. Ale też nie rozczarowuje. Jest chyba jedynym reżyserem, który kręcąc wciąż tę samą opowieść, za każdym razem potrafi mnie do niej przekonać. Głównie dlatego, że zawsze znajdzie jakiś ciekawy punkt widzenia, nowy pomysł na "ugryzienie" starego tematu.
Tak więc, jak we wszystkich wcześniejszych filmach Oztepka, i tym razem mamy bohatera, który staje się częścią większej rodziny (nie definiowanej wyłącznie przez więzy krwi). Dzięki nim może odnaleźć swoje miejsce i spokój duszy, ale też musi przeżyć obowiązkową dawkę smutków związanych z tajemnicą z przeszłości. W "Magnifica presentza" twist polega na tym, że Pietro jest jedynym człowiekiem z krwi i kości. Reszta to bowiem duchy aktorskiej trupy, którzy zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach w 1943 roku.
Nie jest to najlepszy film Oztepka. Brakuje mu do nich dość dużo. Jest przede wszystkim zbyt ulotny, jak duchy, którymi są bohaterowie. Fabułę można byłoby zbyt łatwo streścić. Ale mimo to jest tu bardzo sporo uroku. I jeśli nawet wątki z Lucą i Paolo nie zostały tak rozbudowane, jak to zazwyczaj miał w zwyczaju czynić reżyser, ten niedosyt okazuje się zbawienny. Zostawił bowiem mnie z poczuciem tęsknoty i nutą melancholii, która z całą pewnością stanie się pierwszą rzeczą, jaka przychodzić będzie mi na myśl, kiedy wspomnę w przyszłości ten tytuł.
Ocena: 7
Tak więc, jak we wszystkich wcześniejszych filmach Oztepka, i tym razem mamy bohatera, który staje się częścią większej rodziny (nie definiowanej wyłącznie przez więzy krwi). Dzięki nim może odnaleźć swoje miejsce i spokój duszy, ale też musi przeżyć obowiązkową dawkę smutków związanych z tajemnicą z przeszłości. W "Magnifica presentza" twist polega na tym, że Pietro jest jedynym człowiekiem z krwi i kości. Reszta to bowiem duchy aktorskiej trupy, którzy zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach w 1943 roku.
Nie jest to najlepszy film Oztepka. Brakuje mu do nich dość dużo. Jest przede wszystkim zbyt ulotny, jak duchy, którymi są bohaterowie. Fabułę można byłoby zbyt łatwo streścić. Ale mimo to jest tu bardzo sporo uroku. I jeśli nawet wątki z Lucą i Paolo nie zostały tak rozbudowane, jak to zazwyczaj miał w zwyczaju czynić reżyser, ten niedosyt okazuje się zbawienny. Zostawił bowiem mnie z poczuciem tęsknoty i nutą melancholii, która z całą pewnością stanie się pierwszą rzeczą, jaka przychodzić będzie mi na myśl, kiedy wspomnę w przyszłości ten tytuł.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz