Atlas Shrugged: Part I (2011)
"Atlas zbuntowany" to chyba jeden z najbardziej szokujących i fascynujących filmów, jakie miałem okazję oglądać w ostatnich latach. To, co zrobili twórcy jest chore w tym, jak przewrotnie potraktowali częsty w kinie motyw walki Dawida z Goliatem. Ale, ku mojemu zaskoczeniu, ma to ręce i nogi i mogłoby być bardzo przekonujące, gdyby tylko zostało lepiej zrealizowane.
"Atlas zbuntowany" można traktować jako sztandarowe dzieło propagandy Tea Party. I jest to najlepsza wizytówka ruchu, jaką można sobie wyobrazić. Twórcy bowiem zupełnie ignorują postulaty ze sfery moralności skupiając się jedynie na dwóch sprawach: wolności przedsiębiorczości i własności. I w tym zakresie trudno się z ideami filmu nie zgadzać. Twórcy twierdzą bowiem, że mechanizmy gospodarcze w swojej najczystszej postaci tworzą niezawodny system samoregulujący. Problem w tym, że jest to utopia. Politycy i media są tutaj demonami niszczącymi ludzką przedsiębiorczość. Ingerencja rządu w procesy przepływu kapitału uważana jest tu za podstawowy grzech, który prowadzi do wszystkich kryzysów i plag, jakie mogą spaść na świat. Gdyby politycy nie pchali się do gospodarki, wszystko działałoby – zdaniem twórców filmu – cacy. Bo też prawdziwy kapitalista to jest właśnie filar każdej społeczności, a tak pogardzane przez ruchy lewicujące cechy jak egoizm, nastawienie na zysk, bezwzględność – tu są opiewane jako najważniejsze cnoty. Ponieważ zysk wypracowany przez kapitalistę rozchodzi się na wszystkich związanych z jego biznesem (pracowników, kontrahentów, a nawet zwyczajne pijawki w postaci niewdzięcznych żon i głupkowatych braci).
To fascynujące oglądać całkowitą antytezę kina lewicowego i świadomego społecznie, jakie w przybytku X Muzy zdaje się dominować od wielu, wielu lat. Niestety całość jest po prostu tragicznie zrealizowana. Sztywna gra aktorska, montaż robiony chyba przy użyciu siekiery, chwilami aż bolały mnie od tego oczy.
Ocena: 5
"Atlas zbuntowany" można traktować jako sztandarowe dzieło propagandy Tea Party. I jest to najlepsza wizytówka ruchu, jaką można sobie wyobrazić. Twórcy bowiem zupełnie ignorują postulaty ze sfery moralności skupiając się jedynie na dwóch sprawach: wolności przedsiębiorczości i własności. I w tym zakresie trudno się z ideami filmu nie zgadzać. Twórcy twierdzą bowiem, że mechanizmy gospodarcze w swojej najczystszej postaci tworzą niezawodny system samoregulujący. Problem w tym, że jest to utopia. Politycy i media są tutaj demonami niszczącymi ludzką przedsiębiorczość. Ingerencja rządu w procesy przepływu kapitału uważana jest tu za podstawowy grzech, który prowadzi do wszystkich kryzysów i plag, jakie mogą spaść na świat. Gdyby politycy nie pchali się do gospodarki, wszystko działałoby – zdaniem twórców filmu – cacy. Bo też prawdziwy kapitalista to jest właśnie filar każdej społeczności, a tak pogardzane przez ruchy lewicujące cechy jak egoizm, nastawienie na zysk, bezwzględność – tu są opiewane jako najważniejsze cnoty. Ponieważ zysk wypracowany przez kapitalistę rozchodzi się na wszystkich związanych z jego biznesem (pracowników, kontrahentów, a nawet zwyczajne pijawki w postaci niewdzięcznych żon i głupkowatych braci).
To fascynujące oglądać całkowitą antytezę kina lewicowego i świadomego społecznie, jakie w przybytku X Muzy zdaje się dominować od wielu, wielu lat. Niestety całość jest po prostu tragicznie zrealizowana. Sztywna gra aktorska, montaż robiony chyba przy użyciu siekiery, chwilami aż bolały mnie od tego oczy.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz