Tom à la Ferme (2013)
Xavier Dolan całkowicie mnie zaskoczył. Jego trzy pierwsze filmy utrzymane są w podobnej konwencji, która przy "Na zawsze Laurence" już mi się przejadła. Gdyby więc "Tom" był kolejnym wizualnym cacuszkiem z podobną historią, to już bym tego nie kupił. I oto dziw nad dziwy: "Tom" to perfekcyjnie skrojony dreszczowiec, choć przecież jego temat wydaje się mało pasować do tego gatunku. Dolan jednak udowodnił, że jego reżyserskie emploi jest o wiele bogatsze, niż to do tej pory pokazywał i "Tom" perfekcyjnie łączy różne materie, tworząc fascynujące studium mrocznych zakamarków ludzkiej natury.
Bowiem w tym filmie wszystkie postaci są skrzywione, uszkodzone, wypełnione mrokiem. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że powodem tego jest niespodziewana śmierć Guillaume'a. Jednak wkrótce okaże się, że wady mają swe źródło w naturze ludzkiej, a nie zewnętrznych okolicznościach. Ból, przemoc, miłość – granice między nimi zacierają się na tytułowej farmie. Matka potrafi niemal na jednym oddechu trzepnąć syna mocno po głowie i z troską prowadzić jakąś opowieść. Jej syn kipi w środku od złości i niespełnionych marzeń. Nie mogąc być tym, kim chce (bo sam się przeciw swoim pragnieniom buntuje i okoliczności mu nie sprzyjają), wyżywa się na innych, niczym pająk osnuwając świat pajęczyną swoich kłamstw i wymysłów. Pogrążony w żałobie, cierpiący z poczucia winy Tom, łatwo daje się omotać. Mrok w jego duszy odpowiada na wyraźną woń psychopatii rozsiewaną przez matkę i brata jego zmarłego kochanka. W tym filmie psychopatą (przynajmniej w pewnych aspektach) okazuje się każdy. Nawet pojawiająca się na chwilę znajoma Toma szybko udowadnia, że ma pazury i nie zawaha się ich użyć.
W "Tomie" Dolan triumfuje jako reżyser gatunkowy. Tu już nie uwodzi wyłącznie audiowizualna stroną. Choć chwilami zdjęcia są fantastyczne, aczkolwiek bardziej surowe i "chropowate" niż na przykład w "Wyśnionych miłościach". Sukces zagwarantowało mu jednak przede wszystkim to, że udało mu się stworzyć konstrukcję dopracowaną do ostatniego szczegółu. Film cały czas trzyma świetne tempo, ma odpowiednio dawkowane napięcie, tragedie i humor. Jak chyba nigdy wcześniej, Dolan jest tu reżyserem skupionym i zdyscyplinowanym. Nie popełnił żadnego poważnego błędu. A do tego znalazł świetnych aktorów, którzy idealnie odnaleźli się w postaciach barwnych, intrygujących i o wiele bardziej złożonych, niż mieliśmy to prawo oczekiwać. Roy jest cudowna jako matka. Jej psychopatia nie jest tak oczywista, jak w przypadku syna, ale przez to chwilami jest o wiele bardziej drapieżna i niebezpieczna. Cardinal jest prawdziwie mrocznym przedmiotem pożądania. Łatwo zrozumie dlaczego Tom daje sobą tak pomiatać. Cardinal jest zarazem brutalną bestią, jak i człowiekiem zranionym wymagającym specjalnej troski. Sam Dolan zresztą też wygląda tu inaczej. Mniej jest w nim histerii.
Nie do końca spodobał mi się tylko koniec. Wydał mi się zbyt konwencjonalny jak na tak daleko odbiegającą od "normy" opowieść.
Ocena: 8
Bowiem w tym filmie wszystkie postaci są skrzywione, uszkodzone, wypełnione mrokiem. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że powodem tego jest niespodziewana śmierć Guillaume'a. Jednak wkrótce okaże się, że wady mają swe źródło w naturze ludzkiej, a nie zewnętrznych okolicznościach. Ból, przemoc, miłość – granice między nimi zacierają się na tytułowej farmie. Matka potrafi niemal na jednym oddechu trzepnąć syna mocno po głowie i z troską prowadzić jakąś opowieść. Jej syn kipi w środku od złości i niespełnionych marzeń. Nie mogąc być tym, kim chce (bo sam się przeciw swoim pragnieniom buntuje i okoliczności mu nie sprzyjają), wyżywa się na innych, niczym pająk osnuwając świat pajęczyną swoich kłamstw i wymysłów. Pogrążony w żałobie, cierpiący z poczucia winy Tom, łatwo daje się omotać. Mrok w jego duszy odpowiada na wyraźną woń psychopatii rozsiewaną przez matkę i brata jego zmarłego kochanka. W tym filmie psychopatą (przynajmniej w pewnych aspektach) okazuje się każdy. Nawet pojawiająca się na chwilę znajoma Toma szybko udowadnia, że ma pazury i nie zawaha się ich użyć.
W "Tomie" Dolan triumfuje jako reżyser gatunkowy. Tu już nie uwodzi wyłącznie audiowizualna stroną. Choć chwilami zdjęcia są fantastyczne, aczkolwiek bardziej surowe i "chropowate" niż na przykład w "Wyśnionych miłościach". Sukces zagwarantowało mu jednak przede wszystkim to, że udało mu się stworzyć konstrukcję dopracowaną do ostatniego szczegółu. Film cały czas trzyma świetne tempo, ma odpowiednio dawkowane napięcie, tragedie i humor. Jak chyba nigdy wcześniej, Dolan jest tu reżyserem skupionym i zdyscyplinowanym. Nie popełnił żadnego poważnego błędu. A do tego znalazł świetnych aktorów, którzy idealnie odnaleźli się w postaciach barwnych, intrygujących i o wiele bardziej złożonych, niż mieliśmy to prawo oczekiwać. Roy jest cudowna jako matka. Jej psychopatia nie jest tak oczywista, jak w przypadku syna, ale przez to chwilami jest o wiele bardziej drapieżna i niebezpieczna. Cardinal jest prawdziwie mrocznym przedmiotem pożądania. Łatwo zrozumie dlaczego Tom daje sobą tak pomiatać. Cardinal jest zarazem brutalną bestią, jak i człowiekiem zranionym wymagającym specjalnej troski. Sam Dolan zresztą też wygląda tu inaczej. Mniej jest w nim histerii.
Nie do końca spodobał mi się tylko koniec. Wydał mi się zbyt konwencjonalny jak na tak daleko odbiegającą od "normy" opowieść.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz