47 Ronin (2013)
Kolejne rozczarowanie. Spodziewałem się straszliwego gniota, a tymczasem jestem pewien, że na koniec roku film nie znajdzie się u mnie nawet w setce najgorszych tytułów. Oczywiście "47 roninów" ma wiele wad. Przede wszystkim za mało jest w nim humoru i epickości. Przez to całej narracji brakuje i lekkości i siły oddziaływania. Jednak pomimo tego, nie jest to rzecz taka strasznie zła. Carl Rinsch zrobił bajeczkę dla dzieciaków, na którą z niezrozumiałych dla mnie powodów chodzą ludzie mający zupełnie inne oczekiwania.
"47 roninów" doskonale odnalazłoby się w latach 80. Ma w sobie to samo duże stężenie głupoty i naiwności. Problem w tym, że z praktycznymi efektami specjalnymi łatwiej to się przełyka niż kiedy większość efektów generowana jest komputerowo. Wystarczy porównać "Roniów" z "Wielką draką w chińskiej dzielnicy". Naprawdę film Rinscha wypada lepiej, ale wystarczy ta odrobina humoru i "oldskulowe" efekty, by wiele osób za lepszy film uznało obraz Carpentera.
Co prawda brak dotarcia do właściwego odbiorcy jest w przypadku "47 roninów" winą twórców. Choć w filmie mamy tengu, smoki i uroki, to jednocześnie twórcy podkreślają nawiązania do prawdziwej historii, która stanowi jedną z kluczowych kart określających tożsamość Japończyków. To trochę tak, jakby ktoś w Polsce chciał nakręcić film o Bitwie pod Grunwaldem i włączył do tego syrenkę warszawską, smoka wawelskiego i może jeszcze myszy króla Popiela. Prawda, że brzmi to absurdalnie? A wystarczyło porzucić historyczne pozory i po prostu przyznać się bez bicia, że kręci się bajkę w realiach Japonii sprzed paruset lat. Wtedy uniknięto by wielu nieporozumień.
Ocena: 6
"47 roninów" doskonale odnalazłoby się w latach 80. Ma w sobie to samo duże stężenie głupoty i naiwności. Problem w tym, że z praktycznymi efektami specjalnymi łatwiej to się przełyka niż kiedy większość efektów generowana jest komputerowo. Wystarczy porównać "Roniów" z "Wielką draką w chińskiej dzielnicy". Naprawdę film Rinscha wypada lepiej, ale wystarczy ta odrobina humoru i "oldskulowe" efekty, by wiele osób za lepszy film uznało obraz Carpentera.
Co prawda brak dotarcia do właściwego odbiorcy jest w przypadku "47 roninów" winą twórców. Choć w filmie mamy tengu, smoki i uroki, to jednocześnie twórcy podkreślają nawiązania do prawdziwej historii, która stanowi jedną z kluczowych kart określających tożsamość Japończyków. To trochę tak, jakby ktoś w Polsce chciał nakręcić film o Bitwie pod Grunwaldem i włączył do tego syrenkę warszawską, smoka wawelskiego i może jeszcze myszy króla Popiela. Prawda, że brzmi to absurdalnie? A wystarczyło porzucić historyczne pozory i po prostu przyznać się bez bicia, że kręci się bajkę w realiach Japonii sprzed paruset lat. Wtedy uniknięto by wielu nieporozumień.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz