Magic Magic (2013)
"Magic Magic" okazał się bardziej ponurą i niepokojącą wersją "Kryształowej wróżki". Oba filmy łączy nie tylko osoba reżysera, ale też niemal identyczne motywy fabularne oraz dwójka aktorów. Znów mamy Cerę jako dupka, a Agustín Silva ponownie jest jego towarzyszem, a to akceptującym jego wybryki, a to znów dziwnie defensywnym (choć "głębię" nieświadomej (?) relacji odkryłem dopiero dzięki dodatkowi o kulisach produkcji). Raz jeszcze mamy do czynienia z wyprawą na prowincję i nie do końca zgrane towarzystwo. Ponownie pojawia się postać zranionej kobiety, dla której indiańskie misteria staną się szansą na oczyszczenie i odrodzenie.
Co więc różni oba filmy? Ton. "Kryształowa wróżka" ma sporo komediowych elementów. Ich źródłem w dużej mierze jest postać najbardziej zwichrowana i skrzywdzona. Jednak grana przez Gaby Hoffmann Crystal Fairy w "Magic Magic" zastąpiona została przez Juno Temple jako Alicię. Dziewczyna nie ma żadnych skutecznych mechanizmów radzenia sobie z traumą. Wydaje się bazować na zewnętrznym wsparciu dostarczanym przez cywilizację. Im dłużej więc przebywa z dala od centrum cywilizacyjnego, tym bardziej niejasne stają się granice oddzielające ją od jej demonów. Alicia zatraca się w grozie koszmarów, których nie rozumie, których nie potrafi nawet zidentyfikować jako produkty swojej chorej wyobraźni.
Sebastián Silva zamiast zabawy buduje (i to skutecznie) atmosferę grozy i zmieszania wynikającego z niezrozumienia tego, co się wokół dzieje. Mnie jednak do gustu bardziej przypadła lżejsza wersja. I choć Temple jest świetna, Hoffmann był po prostu przebojowa.
Ocena: 6
Co więc różni oba filmy? Ton. "Kryształowa wróżka" ma sporo komediowych elementów. Ich źródłem w dużej mierze jest postać najbardziej zwichrowana i skrzywdzona. Jednak grana przez Gaby Hoffmann Crystal Fairy w "Magic Magic" zastąpiona została przez Juno Temple jako Alicię. Dziewczyna nie ma żadnych skutecznych mechanizmów radzenia sobie z traumą. Wydaje się bazować na zewnętrznym wsparciu dostarczanym przez cywilizację. Im dłużej więc przebywa z dala od centrum cywilizacyjnego, tym bardziej niejasne stają się granice oddzielające ją od jej demonów. Alicia zatraca się w grozie koszmarów, których nie rozumie, których nie potrafi nawet zidentyfikować jako produkty swojej chorej wyobraźni.
Sebastián Silva zamiast zabawy buduje (i to skutecznie) atmosferę grozy i zmieszania wynikającego z niezrozumienia tego, co się wokół dzieje. Mnie jednak do gustu bardziej przypadła lżejsza wersja. I choć Temple jest świetna, Hoffmann był po prostu przebojowa.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz