Mer eller mindre mann (2012)
W życiu jest czas na wszystko: i na zabawę, i na pracę, i na miłość. Słowa te powtarzamy sobie często w chwilach przygnębienia. Są wtedy dla nas pocieszeniem i otuchą, przypominają o nadziei na lepsze jutro. Co jednak, kiedy czas obecny nie jest zły, kiedy to, jakimi jest się teraz i co się dzieje nam się podoba i nie chcemy żadnych zmian? Wtedy te same słowa nie są już pocieszeniem, lecz budzą strach i gniew, są bowiem zwiastunami zagłady. I właśnie o takiej sytuacji opowiada "Mężczyzna prawie idealny".
Film Martina Lunda wychodzi z tego samego punktu, co większość komedii reżyserowanych czy produkowanych przez Apatowa. Henrik ma 35 lat, lecz wciąż zachowuje się jak nastolatek. Jednak o ile u Apatowa dominuje pogoda ducha, akcentowane są pozytywne zmiany wyboru dorosłości, Lund bardziej interesuje terror czasu. A to, nawet jeśli z boku jest zabawne, zarazem jest bardzo przygnębiające. Pokazuje bowiem, że przed wymogami czasu nie można uciec. Widać to w scenach, w których Henrik z uporem maniaka zachowuje się niedojrzale. Kiedy jest w gronie podobnych sobie, jeszcze zachowania te jakoś wyglądają normalnie. Kiedy jednak jest osamotniony, otoczony przez osoby stateczne, zaczynają się problemy. Zachowania, które kiedyś były zabawne, teraz sprawiają wrażenie objawów zaburzeń psychotycznych. Henrik jest całkowicie ślepy na to, że z uroczego błazna zmienia się w niebezpiecznego wariata. Bardzo łatwo jest sobie wyobrazić go jako gwałciciela czy mordercę. A wszystko to przez zmianę percepcji jego niezmienności.
Choć problem Henrika jest bardziej skomplikowany. On bowiem jest świadomy konieczności zmian. I chwilami chce nawet się zmieni. W ten sposób staje przed nierozwiązywalnym problemem posiadania ciastka i zjedzenie ciastka. I być może to, a nie sama niechęć zmiany, jest powodem destrukcyjnych skłonności.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że film pokazuje, iż nie ma z takiej sytuacji właściwej drogi wyjścia. Ta najbardziej akceptowalna polega po prostu na rezygnacji, na poddanie się kieratowi czasu i tyle. Nie ma w tym żadnego pocieszenia.
Ocena: 6
Film Martina Lunda wychodzi z tego samego punktu, co większość komedii reżyserowanych czy produkowanych przez Apatowa. Henrik ma 35 lat, lecz wciąż zachowuje się jak nastolatek. Jednak o ile u Apatowa dominuje pogoda ducha, akcentowane są pozytywne zmiany wyboru dorosłości, Lund bardziej interesuje terror czasu. A to, nawet jeśli z boku jest zabawne, zarazem jest bardzo przygnębiające. Pokazuje bowiem, że przed wymogami czasu nie można uciec. Widać to w scenach, w których Henrik z uporem maniaka zachowuje się niedojrzale. Kiedy jest w gronie podobnych sobie, jeszcze zachowania te jakoś wyglądają normalnie. Kiedy jednak jest osamotniony, otoczony przez osoby stateczne, zaczynają się problemy. Zachowania, które kiedyś były zabawne, teraz sprawiają wrażenie objawów zaburzeń psychotycznych. Henrik jest całkowicie ślepy na to, że z uroczego błazna zmienia się w niebezpiecznego wariata. Bardzo łatwo jest sobie wyobrazić go jako gwałciciela czy mordercę. A wszystko to przez zmianę percepcji jego niezmienności.
Choć problem Henrika jest bardziej skomplikowany. On bowiem jest świadomy konieczności zmian. I chwilami chce nawet się zmieni. W ten sposób staje przed nierozwiązywalnym problemem posiadania ciastka i zjedzenie ciastka. I być może to, a nie sama niechęć zmiany, jest powodem destrukcyjnych skłonności.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że film pokazuje, iż nie ma z takiej sytuacji właściwej drogi wyjścia. Ta najbardziej akceptowalna polega po prostu na rezygnacji, na poddanie się kieratowi czasu i tyle. Nie ma w tym żadnego pocieszenia.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz