Some Girl(s) (2013)
"Some Girl(s)" to portret pięknego drania. Główny bohater jest pisarzem, który wkrótce ma się żenić. Wykorzystuje ten fakt, by spotkać się z kilkoma kobietami, z którymi kiedyś był związany. Ma to mu pomóc zrozumieć, kim jest, sprawić, że pewien etap jego życia zostanie zamknięty, zanim kolejny się otworzy. Ale czy aby na pewno?
Główny bohater jest przystojny, sympatyczny, inteligentny. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się potworem, pożeraczem kobiet. Ale kolejne rozmowy odsłaniają brutalna prawdę: że jest tchórzem, draniem, kłamcą. Łatwo traci głowę, a kiedy jakaś kobieta wpadnie mu w oko, wykorzystuje swoje umiejętności do kreowania fałszywej rzeczywistości, wykorzystuje kobiety do zaspokojenia własnych potrzeb, gdy zaś robi się zbyt poważnie, porzuca je bez refleksji nad tym, jaką krzywdę im wyrządza. Jest jak tornado: bezwzględnie obojętny na innych, przechodzi i zostawia po sobie ruinę. Teraz oczekuje przebaczenia. I w pierwszej chwili kusi, by mu tego przebaczenie udzielić. W końcu prawdą jest, że był młody, że mógł nie wiedzieć, czego chce, kim chce być. Jednak im dłużej trwa opowieść, tym bardziej jasnym staje się fakt, że na nic nie zasługuje. Nie powrócił bowiem do żyć kobiet, by naprawić krzywdy, ale by raz jeszcze od nich uzyskać to, co mu jest w danym momencie potrzebne. Narcystyczna fiksacja na własnej osobie w żadnym momencie nie ulega osłabieniu.
"Some Girl(s)" to ciekawe studium mężczyzny. Niestety, podobnie jak "Sierpień w hrabstwie Osage", jest to teatr, a nie film. Sam tekst jest słabszy od obrazu ze Streep (poza częścią z Emily Watson), ale za to całość zagrana jest z mniejszym teatralnym zacięciem, a z większą naturalnością (poza częścią z Kristen Bell). Dlatego też ostatecznie dostał ode mnie wyższą notę.
Ocena: 6
Główny bohater jest przystojny, sympatyczny, inteligentny. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się potworem, pożeraczem kobiet. Ale kolejne rozmowy odsłaniają brutalna prawdę: że jest tchórzem, draniem, kłamcą. Łatwo traci głowę, a kiedy jakaś kobieta wpadnie mu w oko, wykorzystuje swoje umiejętności do kreowania fałszywej rzeczywistości, wykorzystuje kobiety do zaspokojenia własnych potrzeb, gdy zaś robi się zbyt poważnie, porzuca je bez refleksji nad tym, jaką krzywdę im wyrządza. Jest jak tornado: bezwzględnie obojętny na innych, przechodzi i zostawia po sobie ruinę. Teraz oczekuje przebaczenia. I w pierwszej chwili kusi, by mu tego przebaczenie udzielić. W końcu prawdą jest, że był młody, że mógł nie wiedzieć, czego chce, kim chce być. Jednak im dłużej trwa opowieść, tym bardziej jasnym staje się fakt, że na nic nie zasługuje. Nie powrócił bowiem do żyć kobiet, by naprawić krzywdy, ale by raz jeszcze od nich uzyskać to, co mu jest w danym momencie potrzebne. Narcystyczna fiksacja na własnej osobie w żadnym momencie nie ulega osłabieniu.
"Some Girl(s)" to ciekawe studium mężczyzny. Niestety, podobnie jak "Sierpień w hrabstwie Osage", jest to teatr, a nie film. Sam tekst jest słabszy od obrazu ze Streep (poza częścią z Emily Watson), ale za to całość zagrana jest z mniejszym teatralnym zacięciem, a z większą naturalnością (poza częścią z Kristen Bell). Dlatego też ostatecznie dostał ode mnie wyższą notę.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz