The Book Thief (2013)
Co za niechlujny film! Zdumiewające, że facet, który ma na swoim koncie prace przy chwalonym na świecie serialu "Downton Abbey", jest w stanie nakręcić rzecz tak nieprzemyślaną, chaotyczną i niekonsekwentną. Naprawdę, nie jestem w stanie odgadnąć, jaki zamysł twórczy krył się za podjętymi przez Briana Percivala decyzjami.
Po pierwsze zupełnie pozbawiony sensu jest narrator. Śmierć może i w książce odgrywa jakąś rolę, ale w kinowej wersji "Złodziejki książek" jej istnienie jako instancji opowiadającej całą historię nie jest w najmniejszym stopniu uzasadnione. Tworzy to wrażenie pretensjonalności i artystycznego napuszenia. A dodatkowo wprowadza bałagan, kiedy w środku opowieści główna bohaterka staje się narratorką i całą historię opowiada raz jeszcze.
Po drugie nie przekonuje mnie baśniowa konwencja. Kontrast z okrutną rzeczywistością nie jest wygrany, a przez to znów nie ma żadnego racjonalnego powodu, dla którego właśnie taką strategię narracyjną należało przyjąć. Nie wynika to z historii opowiadanej, ani z bohaterów.
Po trzecie brakuje konsekwencji językowej. Zabieg, by w filmie pojawiał się i język niemiecki i angielski może i miał mieć jakieś artystyczne znaczenie. Ja go jednak nie jestem w stanie odszukać. Dla mnie był to galimatias, który chwilami wywoływał u mnie niezamierzony przez twórców uśmiech.
Film przed całkowitą porażką broni się detalami. Podobała mi się scena w bibliotece, ale głównie dlatego, że jestem w stanie zrozumieć zachwyt dziecka, który odkrywa niezmierzone bogactwo słów. Podobała mi się gra Emily Watson jako surowej i łagodnej za razem Rosy. Dzięki takim drobnostkom byłem w stanie wytrwać do końca seansu.
Ocena: 5
Po pierwsze zupełnie pozbawiony sensu jest narrator. Śmierć może i w książce odgrywa jakąś rolę, ale w kinowej wersji "Złodziejki książek" jej istnienie jako instancji opowiadającej całą historię nie jest w najmniejszym stopniu uzasadnione. Tworzy to wrażenie pretensjonalności i artystycznego napuszenia. A dodatkowo wprowadza bałagan, kiedy w środku opowieści główna bohaterka staje się narratorką i całą historię opowiada raz jeszcze.
Po drugie nie przekonuje mnie baśniowa konwencja. Kontrast z okrutną rzeczywistością nie jest wygrany, a przez to znów nie ma żadnego racjonalnego powodu, dla którego właśnie taką strategię narracyjną należało przyjąć. Nie wynika to z historii opowiadanej, ani z bohaterów.
Po trzecie brakuje konsekwencji językowej. Zabieg, by w filmie pojawiał się i język niemiecki i angielski może i miał mieć jakieś artystyczne znaczenie. Ja go jednak nie jestem w stanie odszukać. Dla mnie był to galimatias, który chwilami wywoływał u mnie niezamierzony przez twórców uśmiech.
Film przed całkowitą porażką broni się detalami. Podobała mi się scena w bibliotece, ale głównie dlatego, że jestem w stanie zrozumieć zachwyt dziecka, który odkrywa niezmierzone bogactwo słów. Podobała mi się gra Emily Watson jako surowej i łagodnej za razem Rosy. Dzięki takim drobnostkom byłem w stanie wytrwać do końca seansu.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz