The Falls (2012)

Jeśli ten film miał przekonać mnie do idei religii jako instytucji, która tłamsi tożsamość jednostki z mało przekonujących powodów, to reżyser całkowicie poległ. "The Falls" wzbudził u mnie wręcz przeciwne skojarzenia i raczej jest jednym wielkim argumentem przeciwko wszystkim tym, którzy chcieliby poszerzyć moralne swobody w obrębie danej wiary (w tym przypadku chodzi o mormonów, ale spokojnie można byłoby to przenieść na grunt większości innych religii).


"The Falls" stawia na popularne argumenty w dyskusji z konserwatystami: a to, że religia kwestionuje stworzenie, bo przecież geje takim zostali przez Boga zrobieni, a to, że zakazuje im się bycia sobą, a to, że uczucia, które uważają za właściwe w oczach kongregacji wiary są złe. Problem z tymi argumentami jest taki, że wszystkie one zakładają, iż religia ma na celu akceptację jednostki taką, jaką ona jest i umożliwienie jej realizacji tkwiącego w niej potencjału. Tyle tylko, że praktycznie w żadnej z gałęzi religii bazujących na Biblii (nawet tych sekciarskich) takiego założenie nie ma. Religia nie ma na celu głaskania po głowie i witania z otwartymi ramionami ludzi (wyjątek stanowi "bombardowanie miłością" konwertytów, ale też tylko na początku), lecz ma doprowadzić jednostki do zbawienia. A to jednak nie to samo. Wyjątkiem jest oczywiście satanizm w jego "animalistycznym" wcieleniu, który celebruje popędy, a więc akceptuje wszystkie impulsy człowieka jako właściwe, za którymi należy podążać, które należy realizować.

Twórcy "The Falls" oczywiście tak daleko nie idą i jak większość misjonarzy tolerancji i akceptacji stawiają mętną granicę definiowaną jako "nieszkodzenie innym". Tyle tylko, że kiedy przyjrzeć się dokładniej, owo "nieszkodzenie" jest bardzo niejasnym terminem i dość swobodnie definiowanym. Jeszcze zabawniejsze jest to, że ci wszyscy walczący o "wolność" za aksjomat uważają przekonanie, że jednostka nie powinna być zmuszana do zmiany tego, kim jest. Ale jednocześnie idzie za tym (choć zazwyczaj nie werbalizowane wprost) brak ochrony społeczności przed zmianami. Dlaczego jednostka nie powinna się zmieniać, a grupa tak? Na to pytanie nie dają odpowiedzi.

Skąd w przypadku "The Falls" pojawiły się u mnie takie myśli? Wszystko przez postać weterana wojny z Iraku, który był świadkiem, jak mina rozsadziła jego brata. Otóż po otrzymaniu ulotek od bohaterów-misjonarzy, wykonał wysiłek, którego większość ludzi nie robi: przejrzał materiały, zaciekawił się i zadzwonił, by z nimi porozmawiać. A ci co zrobili? Całkowicie go zawiedli. Zamiast nieść mu Słowo Boże, wykorzystali go jako katalizator do zaspokajania swoich własnych potrzeb. I choć twórcy "The Falls" robią wszystko, by pokazać, że ta sytuacja jest OK., to dla mnie jest daleka od OK. Dla mnie jest to przykład ewidentnego szkodzenia jednostce poszukującej. Przez zaniechanie, przez bycie zaabsorbowanymi sobą i swoimi uczuciami, zawiedli.

A sam film? Cóż, nie jest to rzecz rewelacyjna pod względem fabuły. Technicznie (głównie jeśli chodzi o dźwięk) także ma sporo wad. Trudno też doszukać się tu jakiejś oryginalności czy ciekawego punktu widzenia. Trochę zdumiewa mnie fakt, że film był na tyle dużym sukcesem, by doczekać się kontynuacji (ale pewnie z czystej ciekawości po nią sięgnę).

Ocena: 4

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)