Pompeii (2014)
Ależ niemiłą niespodziankę sprawił mi Paul W.S. Anderson. Nie, wcale nie tym, że nakręcił zły film. To akurat było oczywiste i byłem na to przygotowany, w końcu nie jest to pierwsze jego "dzieło", z jakim mam do czynienia. Jego filmy zawsze były toporne fabularnie, kiczowate, ale to mi nie przeszkadzało. Na "Trzech muszkieterach" bawiłem się doskonale. Jestem też zapewne jedną z nielicznych osób, która będzie bronić "Resident Evil: Retrybucji". A wszystko dlatego, że podobała mi się energia i ekstrawagancja jego pomysłów i to, że (podobnie jak Boll) nie boi się sięgać po kicz i bawić nim siebie i ludzi. Jego filmy są złe, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Dają frajdę, zapewniają rozrywkę. I tego też oczekiwałem po "Pompejach".
Niestety Anderson tym razem postanowił zrobić film zupełnie nie w swoim stylu. Zamiast więc energii i dynamiki, zaserwował opowiedzianą "po bożemu" katastroficzną historię miłosną. Scenariusz sprawia wrażenie, jakby został wygrzebany z ery kina niemego: jednowymiarowi bohaterowie, naiwny wątek romansowy, schematyczna akcja. Sama katastrofa wygląda jakby nakręcił ją Emmerich nie mając na nią wystarczających środków. Całość zaś jest nieznośnie pompatyczna, ciężka, monumentalna. Nie rozumiem, dlaczego Anderson nie pobawił się wizją starożytnych Pompejów tak, jak to wcześniej z robił z Francją czasów muszkieterów. Nie pojmuję, dlaczego spróbował zrobić film według standardów Hollywoodu, zamiast popuścić wodze fantazji i wykorzystać kalkę w zabawny sposób. Anderson mógł zrzucić ograniczenia jakie kino same sobie narzuciło w temacie widowisk antycznych. Nie zrobił tego. I niestety ja za to musiałem zapłacić... cierpieniem na sali kinowej przez niecałe dwie godziny.
Ocena: 3
Niestety Anderson tym razem postanowił zrobić film zupełnie nie w swoim stylu. Zamiast więc energii i dynamiki, zaserwował opowiedzianą "po bożemu" katastroficzną historię miłosną. Scenariusz sprawia wrażenie, jakby został wygrzebany z ery kina niemego: jednowymiarowi bohaterowie, naiwny wątek romansowy, schematyczna akcja. Sama katastrofa wygląda jakby nakręcił ją Emmerich nie mając na nią wystarczających środków. Całość zaś jest nieznośnie pompatyczna, ciężka, monumentalna. Nie rozumiem, dlaczego Anderson nie pobawił się wizją starożytnych Pompejów tak, jak to wcześniej z robił z Francją czasów muszkieterów. Nie pojmuję, dlaczego spróbował zrobić film według standardów Hollywoodu, zamiast popuścić wodze fantazji i wykorzystać kalkę w zabawny sposób. Anderson mógł zrzucić ograniczenia jakie kino same sobie narzuciło w temacie widowisk antycznych. Nie zrobił tego. I niestety ja za to musiałem zapłacić... cierpieniem na sali kinowej przez niecałe dwie godziny.
Ocena: 3
Nie ogarnął tego. Anderson to reżyser nadający się do kina akcji, w skali mikro :) (Zamknięte pomieszczenia, budynki, hale, korytarze). Tutaj najwyraźniej, według recenzji poległ :)
OdpowiedzUsuńCzasami w skali makro też mu wychodzi. Na przykład w Muszkieterach.
UsuńTu niestety nie.