RoboCop (2014)
José Padilha może być zadowolony. Wbrew zalewowi czarnowidztwa, nie położył "RoboCopa". Ale José Padilha może nie mieć zbyt zadowolonej miny, bo też nowy "RoboCop" jest filmem bezpłciowym, pozbawionym charakteru. To dobry zaczyn, ale ktoś inny będzie musiał z tego upiec smakowity kinowy bochen.
Nowy "RoboCop" to rzecz poprawna. Owszem, chwilami montaż poszczególnych scen mocno szwankuje (pojawiają się nielogiczności, dziury fabularne czy proste błędy związane z brakiem zachowania ciągłości). Są to jednak tak naprawdę drobnostki, które zauważa się, ale które nie przeszkadzają. Od strony wizualnej zastrzeżenia mam jedynie do motocyklu RoboCopa, który niestety kojarzył mi się z tyłkiem pawiana.
Joel Kinneman udowadnia, że był doskonałym wyborem na Murphy'ego, choć jego postać jest nijaka, więc w sumie ma niewiele do zagrania. Ale to jest zarzut, który można postawić wszystkim aktorom. Na ich tle wyróżnia się tylko i wyłącznie Samuel L. Jackson. To jego trzecia z kolei "odjechana" rola (po "Django" i "Oldboyu") ale chyba najbardziej efektowna (i efekciarska). Każda sekunda z jego udziałem przynosi czystą rozrywkową rozkosz. Jako uosobienie braku dziennikarskiej obiektywności, jest po prostu FENOMENALNY.
Fabuła filmu jest niestety zbyt zachowawcza. Scenarzyści "RoboCopa" wydają się być niewolnikami oryginału i ich film zamiast stać na własnych nogach jest polemiką z nakręconym ćwierć wieku temu oryginałem. Historia pozostaje więc bardzo bliska, a jednocześnie mocno zmieniona. Większość z tych zmian uznaję za udane. Nadają one całość bardziej ludzki wymiar. Jednak z tego też powodu "RoboCop" nie posiada własnego charakteru. Jest doskonale nijaki, przez co rozumiem to, że służy jako świetne wypełnienie dwóch godzin podczas weekendowej wyprawy do centrum handlowego: nikt nie będzie się skarżył, ale za tydzień nikt też nie będzie w stanie o tym filmie coś powiedzieć.
"RoboCop" jest więc dobry jedynie jako fundament pod potencjalną serię. Teraz potrzebny byłby reżyser, który mógłby mocniej "postawić się" wytwórni i przeforsować bardziej wyrazistą wizję fabułę. Jeśli znajdzie się ktoś taki, to sequel może wyjść z tego naprawdę dobry.
Ocena: 6
Nowy "RoboCop" to rzecz poprawna. Owszem, chwilami montaż poszczególnych scen mocno szwankuje (pojawiają się nielogiczności, dziury fabularne czy proste błędy związane z brakiem zachowania ciągłości). Są to jednak tak naprawdę drobnostki, które zauważa się, ale które nie przeszkadzają. Od strony wizualnej zastrzeżenia mam jedynie do motocyklu RoboCopa, który niestety kojarzył mi się z tyłkiem pawiana.
Joel Kinneman udowadnia, że był doskonałym wyborem na Murphy'ego, choć jego postać jest nijaka, więc w sumie ma niewiele do zagrania. Ale to jest zarzut, który można postawić wszystkim aktorom. Na ich tle wyróżnia się tylko i wyłącznie Samuel L. Jackson. To jego trzecia z kolei "odjechana" rola (po "Django" i "Oldboyu") ale chyba najbardziej efektowna (i efekciarska). Każda sekunda z jego udziałem przynosi czystą rozrywkową rozkosz. Jako uosobienie braku dziennikarskiej obiektywności, jest po prostu FENOMENALNY.
Fabuła filmu jest niestety zbyt zachowawcza. Scenarzyści "RoboCopa" wydają się być niewolnikami oryginału i ich film zamiast stać na własnych nogach jest polemiką z nakręconym ćwierć wieku temu oryginałem. Historia pozostaje więc bardzo bliska, a jednocześnie mocno zmieniona. Większość z tych zmian uznaję za udane. Nadają one całość bardziej ludzki wymiar. Jednak z tego też powodu "RoboCop" nie posiada własnego charakteru. Jest doskonale nijaki, przez co rozumiem to, że służy jako świetne wypełnienie dwóch godzin podczas weekendowej wyprawy do centrum handlowego: nikt nie będzie się skarżył, ale za tydzień nikt też nie będzie w stanie o tym filmie coś powiedzieć.
"RoboCop" jest więc dobry jedynie jako fundament pod potencjalną serię. Teraz potrzebny byłby reżyser, który mógłby mocniej "postawić się" wytwórni i przeforsować bardziej wyrazistą wizję fabułę. Jeśli znajdzie się ktoś taki, to sequel może wyjść z tego naprawdę dobry.
Ocena: 6
No szkoda, szkoda. Jak zacząłem zabawę z blogiem, to jednym z pierwszych postów był "dlaczego czekam na Robocopa". Przy pisaniu okazało się że jest wiele składowych które MOGĄ zapewnić sukces remakowi. Po pierwsze budżet. 100 baniek to już jest coś. Po drugie reżyser od "Tropa de Elite". Po trzecie operator który pracował z Padilhą własnie przy "Tropa...". No i obsada. Nie mówię tutaj o nazwiskach które znają wszyscy. Chodzi mi o Kinnemana, który jest po prostu obłędny. W "the killing", nie trzeba go oglądać, wystarczy słuchać tego jego akcentu :).
OdpowiedzUsuńNie zjechałeś tytułu, to dało mi nadzieję na udany seans. Chociaż myślałem że to będzie coś więcej niż tylko fundament.
Nowego Robocopa oczywiście i tak obejrzę. Recenzje recenzjami, zawsze i tak muszę sam sprawdzić.
Niestety, jak to często bywa, studio nie dało po prostu reżyserowi rozwinąć skrzydeł. Ale naprawdę nie jest aż tak źle. Oglądało mi się to przyjemnie i raczej bezboleśnie.
Usuń