Being Flynn (2012)
Życie jest narracją, opowieścią, którą snujemy we własnych głowach. Czasem ta historia może stać się tak ważna, że nic poza nią się nie liczy. I w gruncie rzeczy nie ma w tym nic dziwnego, czy zaskakującego, w końcu jeśli życie jest narracją, to "być" znaczy "opowiadać". Ale jest różnica między opowieścią urzeczywistnioną, a tą będącą pobożnym życzeniem. Różnica, którą niestety widać z boku, ale której autor nie jest w stanie dostrzec. No, może czasem, w odpryskach cudzych opowieści.
"Być jak Flynn" to opowieść o uzależnieniu. I nie chodzi tu o alkohol czy narkotyki, choć o tym, również reżyser wspomina. Nie. "Być jak Flynn" to przede wszystkim opowieść o uzależnieniu od słów, które są niczym opiumowa ekstaza: słodka, odurzająca, otulająca, obezwładniająca. Jest coś wspaniałego, zachwycającego znaleźć się w opowieści, nawet jeśli jest to historia ezoteryczna, niedostępna dla nikogo poza opowiadającym (a może właśnie wtedy?). Ale to piękno ma w sobie olbrzymią moc destrukcyjną. Oślepia bowiem na życie "poza", sprawia, że porzucany jest świat zewnętrzny, że ludzie są ignorowani, zwracają wzrok ku wewnątrz człowiek ślepnie, a ślepota ta jest dla otoczenia nie do zniesienia.
Film Weitza nie jest niczym nadzwyczajnym. Ale w sumie obejrzałem go z przyjemnością. Stało się tak głównie za sprawą Roberta De Niro. Ostatnio grywa on przede wszystkim w szmirach, które powinny budzić w nim wstyd. Tu pokazał zaś, że wciąż potrafi wykrzesać z siebie iskrę talentu.
Ocena: 6
"Być jak Flynn" to opowieść o uzależnieniu. I nie chodzi tu o alkohol czy narkotyki, choć o tym, również reżyser wspomina. Nie. "Być jak Flynn" to przede wszystkim opowieść o uzależnieniu od słów, które są niczym opiumowa ekstaza: słodka, odurzająca, otulająca, obezwładniająca. Jest coś wspaniałego, zachwycającego znaleźć się w opowieści, nawet jeśli jest to historia ezoteryczna, niedostępna dla nikogo poza opowiadającym (a może właśnie wtedy?). Ale to piękno ma w sobie olbrzymią moc destrukcyjną. Oślepia bowiem na życie "poza", sprawia, że porzucany jest świat zewnętrzny, że ludzie są ignorowani, zwracają wzrok ku wewnątrz człowiek ślepnie, a ślepota ta jest dla otoczenia nie do zniesienia.
Film Weitza nie jest niczym nadzwyczajnym. Ale w sumie obejrzałem go z przyjemnością. Stało się tak głównie za sprawą Roberta De Niro. Ostatnio grywa on przede wszystkim w szmirach, które powinny budzić w nim wstyd. Tu pokazał zaś, że wciąż potrafi wykrzesać z siebie iskrę talentu.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz