Emperor (2012)
Matthew Fox nie jest dobry aktorem. Jest rębajłą, który bez finezji przebija się przez wymagania narzucane mu przez rolę. W większości przypadków taka gra aktora dyskwalifikowałby go w moich oczach. Jednak w "Cesarzu" było właśnie tym, co film ratowało. Tylko ktoś tak pozbawiony wyrazu był w stanie w przekonujący sposób odnaleźć się w postaci Amerykanina próbującego zrozumieć "finezję" kultury japońskiej. Finezję umieściłem w cudzysłowie nie bez przyczyny. Kompletnie bowiem nie rozumiałem owego kulturowego starcia. Owszem, kodeks postępowania Japończyków był różny od tego, jakim kierują się Amerykanie. Jednak tę różnicę można określi jako "nie rozumiem, dlaczego ktoś wybrałby takie zasady postępowania", a nie jako "nie rozumiem tych zasad". Najlepiej widać to w scenie, w której bohater pyta się o kulisy spotkania cesarza z rządem i wojskowymi podczas którego doszło do bezprecedensowego wydarzenia – cesarz przemówił i wyrecytował wiersz. Bohater zachowuje się tak, jakby był kompletnym idiotą, bo tylko kretyn mógł nie zrozumieć, co też próbował mu rozmówca przekazać.
I tak jest niestety z całym filmem. "Cesarz" to rzeźnia i to z rodzaju tych hurtowych, gdzie wszystko przygotowywane jest maszynowo, bez przyglądania się szczegółom. Fox jako naturalne drewno w takich warunkach sprawdzał się idealnie, ale już Tommy Lee Jones wyglądał tak, jakby został zmuszony do występu, jakby cały czas ktoś zza kamery celował w niego naładowanym pistoletem i groził odstrzeleniem łba, jeśli przestanie deklamować swoje kwestie. I Jones deklamuje je, ale oglądanie tego jest bolesnym doświadczeniem.
O dziwo japońska część obsady radziła sobie przed kamerą lepiej. I to oni pomogli uratować "Cesarza" przed całkowitą klęską. Ciekawe, że o tym mniej więcej jest też sam film.
Ocena: 5
I tak jest niestety z całym filmem. "Cesarz" to rzeźnia i to z rodzaju tych hurtowych, gdzie wszystko przygotowywane jest maszynowo, bez przyglądania się szczegółom. Fox jako naturalne drewno w takich warunkach sprawdzał się idealnie, ale już Tommy Lee Jones wyglądał tak, jakby został zmuszony do występu, jakby cały czas ktoś zza kamery celował w niego naładowanym pistoletem i groził odstrzeleniem łba, jeśli przestanie deklamować swoje kwestie. I Jones deklamuje je, ale oglądanie tego jest bolesnym doświadczeniem.
O dziwo japońska część obsady radziła sobie przed kamerą lepiej. I to oni pomogli uratować "Cesarza" przed całkowitą klęską. Ciekawe, że o tym mniej więcej jest też sam film.
Ocena: 5
Mam ten film nagrany, ale jakoś mało przekonania, żeby się za niego zabrać. Może twoja notka mnie do tego zmobilizuje. Z panem Foxem nie miałam za wiele przyjemności, widziałam go tylko raz (8 części prawdy), ale kompletnie go nie pamiętam. No tak, w jakich on filmach gra, chyba stosownych do talentu.
OdpowiedzUsuńbf
W 8 częściach prawdy był jeszcze znośny. Zdecydowanie gorze wypada w filmie Alex Cross
OdpowiedzUsuń