Need for Speed (2014)
Wielkie pozytywne zaskoczenie. "Need for Speed" jest dokładnie takim filmem, na jaki ten tytuł zasługuje. Tu rządzą wyścigi, szybkie samochody i nic więcej. Fabuła nie ma znaczenia, więc jest zdziwiony, że twórcy w ogóle poświęcili jej czas i uwagę (nie na tyle, by uczynić z niej sensowną historię, ale wystarczająco, by samochody zyskały narracyjną oprawę). Choć wielkim fanem sportów motoryzacyjnych nie jestem, to Scott Waugh był w stanie sprzedać mi tę ideę o wiele bardziej przekonująco niż to było w przypadku wojaczki w "Akcie odwagi".
"Need for Speed" już od samego początku wzbudziło moje zainteresowanie. Pierwsza scena wyścigów i olbrzymie zdziwienie: sekwencja pozbawiona jest muzyki, jest tylko ryk pracujących na wysokich obrotach silników. I o dziwo, to wystarcza do stworzenia pasjonującego widowiska. Później jest sporo smaczków, którymi reżyser doprawił szybkie danie, jak dowcip z rowerzystów czy też fakt, że Finn deklaruje swoją niechęć do biurowej egzystencji w Detroit, mieście-symbolu upadającej Ameryki (tak forma propagowania patriotyzmu i wartości ważnych dla danej społeczności jest o wiele przystępniejsza niż wymachiwanie flagą). Fantastyczna jest też Imogen Poots. Nawet jeśli chwilami zachowywała się, jakby grała w reklamie pasty do zębów, to i tak jest na tyle urocza, że bez mrugnięcia okiem mogłem jej wszystko wybaczyć. Podobał mi się również Michael Keaton. Jego bohater jest kompletnie bezsensowną postacią i tylko szarżująca gra Keatona broni ją przed totalną porażką.
Najsłabszym elementem filmu jest za to Aaron Paul. Miałem cały czas wrażenie, że zmusza siebie do mówienia niższym głosem, przez co tylko się puszył i stroszył i krygował. Chwilami szwankował też montaż. Były takie momenty, kiedy wyraźnie zgrzytała synchronizacja kolejnych ujęć. Ja rozumiem, że przy pędzących samochodach trudno o zachowanie płynnej ciągłości, ale twórcy wiedzieli, na co się porywają, w końcu film nosi tytuł "Need for Speed".
Ocena: 7
"Need for Speed" już od samego początku wzbudziło moje zainteresowanie. Pierwsza scena wyścigów i olbrzymie zdziwienie: sekwencja pozbawiona jest muzyki, jest tylko ryk pracujących na wysokich obrotach silników. I o dziwo, to wystarcza do stworzenia pasjonującego widowiska. Później jest sporo smaczków, którymi reżyser doprawił szybkie danie, jak dowcip z rowerzystów czy też fakt, że Finn deklaruje swoją niechęć do biurowej egzystencji w Detroit, mieście-symbolu upadającej Ameryki (tak forma propagowania patriotyzmu i wartości ważnych dla danej społeczności jest o wiele przystępniejsza niż wymachiwanie flagą). Fantastyczna jest też Imogen Poots. Nawet jeśli chwilami zachowywała się, jakby grała w reklamie pasty do zębów, to i tak jest na tyle urocza, że bez mrugnięcia okiem mogłem jej wszystko wybaczyć. Podobał mi się również Michael Keaton. Jego bohater jest kompletnie bezsensowną postacią i tylko szarżująca gra Keatona broni ją przed totalną porażką.
Najsłabszym elementem filmu jest za to Aaron Paul. Miałem cały czas wrażenie, że zmusza siebie do mówienia niższym głosem, przez co tylko się puszył i stroszył i krygował. Chwilami szwankował też montaż. Były takie momenty, kiedy wyraźnie zgrzytała synchronizacja kolejnych ujęć. Ja rozumiem, że przy pędzących samochodach trudno o zachowanie płynnej ciągłości, ale twórcy wiedzieli, na co się porywają, w końcu film nosi tytuł "Need for Speed".
Ocena: 7
Zapewne Paul miał w kontrakcie zaznaczone, że ma tak grać, skoro w ten sposób grał w "BB" ;-)
OdpowiedzUsuńFajnie wiedzieć, że coś jednak z tego wyszło. Dobre kino rozrywkowe zawsze docenię
Niestety nie oglądam BB, więc nie mam porównania :)
Usuń