Noah (2014)
Z filmowym "Noe" mam ten sam problem, co z komiksem: przez 2/3 bardzo podobała mi się interpretacja Darrena Aronofsky'ego, ale niestety w obu przypadkach finał okazuje się niespójny z tym, co było wcześniej. W rezultacie z całością jest coś nie tak: albo wcześniejsza interpretacja jest naciągana albo też końcówka została wymuszona, by ułagodzić konserwatystów i tradycjonalistów. W komiksie rozdźwięk jest niby większy, ale też był łatwiejszy do uniknięcia. Komiks ma bowiem gorzkie, dość otwarte zakończenie, a nowe przymierze jest tylko dopiskiem, cytatem z Biblii. Gdyby się go pozbyć, całość od razu zyskałaby spójność. Tego samego nie można niestety powiedzieć o filmie. Przez prawie dwie godziny Aronofsky konsekwentnie buduje ponury obraz świata, a potem daje widzom kilka pięknych dialogów o tym, że może być dobrze, wspaniale i dodaje tęczę przymierza. Trudno w to jednak uwierzyć po tym, jak wcześniej z uporem maniaka mówił coś innego.
I właśnie ta wcześniejsza myśl wydała mi się o wiele bardziej ciekawa, intrygująca, niezwykła. Aronofsky pozostając wierny Biblii wyciąga z niej jednak zupełnie inne wnioski. Naświetlające te aspekty sytuacji, które dziś w kazaniach są sprytnie pomijane, buduje przerażający, niezwykle pesymistyczny obraz świata. W "Noe: Wybrany przez Boga" nie ma dobra. Zło otwarcie czynione ma w sobie czystość i szczerość. Tubal-Kain jest może okrutnikiem, ale jest w tym otwartość i akceptacja losu banity. Dobro jest kłamstwem, fałszywą maską, którą przybieramy, by udawać przed samymi sobą, że jesteśmy lepsi, że brud grzechu Adama i Ewy na naszych duszach jest nieco lżejszy. W rzeczywistości dobre intencje prowadzą do tragedii, bólu i rozpaczy (ileż bólu oszczędziłby wszystkim Matuzalem, gdyby tylko powstrzymał się od współczucia?!). Miłość może okazać się bramą dla czynów straszliwych. A lojalność, wierność, uczciwość, spójność są jedynie wygodnymi wytłumaczeniami dla odmawiania czynienia tego, co właściwe. Ale posłuszeństwo wcale nie jest lepsze. Noe, który przez długi czas jest człowiekiem rozdartym, ale fanatycznie powolnym rozkazowi Boga, wcale nie czyni dobra, jego ręce plami krew ludzi tak samo jak tych, którzy Bogu nie są posłuszni. I wreszcie sam Bóg. On też nie jest tu miłosierny i dobrotliwy. To Bóg okrutny i nieubłagany. Widać to chociażby w scenie z upadłymi aniołami, dla których jedynym wybawieniem z ziemskiej niewoli jest dokonanie rzezi zdesperowanych ludzi zakończonej ich własną śmiercią. Bóg Noego jest bogiem skąpanym w ludzkiej i anielskiej posoce. Taki obraz człowieka, Boga oraz sama koncepcja odnowy świata, która wymaga wymarcia rodu Adama i Ewy, nie jest utożsamiana z chrześcijańską ortodoksją. Są to raczej myśli, które na przestrzeni wieków popularyzowały różne ruchy heretyckie (jak np. katarzy). I właśnie dlatego, że Aronofsky odszedł do tradycji, pozostając jednak wierny Biblii, przykuł moją uwagę. Dlatego nie kupuję happy-endu (nawet jeśli jest w nim odrobina dziegciu).
Jeśli chodzi o film, to najmocniejszy jest on w drugiej połowie ale przed wejściem w fazę końcową. Aronofsky stworzył bardzo wiarygodny obraz całkowitego rozdarcia człowieka niepotrafiącego wybrać pomiędzy tym, co słuszne, a tym co konieczne. O wiele lepiej niż w komiksie zaprezentowany jest w filmie Tubal-Kain. To jedna z najciekawszych postaci całej opowieści, a Ray Winstone świetnie ją zagrał.
Natomiast komiksy wygrywa stroną wizualną. Pod tym względem film bardzo mnie zawiódł. Nawet montażowe zabawy nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Nie podobał mi się też ostry podział na pokolenie Seta i Kaina. Początek opowieści o wiele lepiej został zaprezentowany w komiksie. W komiksie też mocniej zaakcentowano rolę samego Boga (działającego chociażby przez zwierzęta, czego w filmie nie ma w ogóle). Kinowy "Noe" łagodzi postawę Boga, zwiększając ciężar odpowiedzialności Noego, co ma swoje dobre i złe strony.
W sumie jednak film uznałbym za lepszy, gdyby nie ostatnie 10 minut. Tych Aronofsky'emu nie wybaczę.
Ocena: 6
Ps. Douglas Booth powinien zachować brodę, wygląda w niej o wiele korzystniej. Za to Connelly powinna jednak zrezygnować z samoopalaczy.
I właśnie ta wcześniejsza myśl wydała mi się o wiele bardziej ciekawa, intrygująca, niezwykła. Aronofsky pozostając wierny Biblii wyciąga z niej jednak zupełnie inne wnioski. Naświetlające te aspekty sytuacji, które dziś w kazaniach są sprytnie pomijane, buduje przerażający, niezwykle pesymistyczny obraz świata. W "Noe: Wybrany przez Boga" nie ma dobra. Zło otwarcie czynione ma w sobie czystość i szczerość. Tubal-Kain jest może okrutnikiem, ale jest w tym otwartość i akceptacja losu banity. Dobro jest kłamstwem, fałszywą maską, którą przybieramy, by udawać przed samymi sobą, że jesteśmy lepsi, że brud grzechu Adama i Ewy na naszych duszach jest nieco lżejszy. W rzeczywistości dobre intencje prowadzą do tragedii, bólu i rozpaczy (ileż bólu oszczędziłby wszystkim Matuzalem, gdyby tylko powstrzymał się od współczucia?!). Miłość może okazać się bramą dla czynów straszliwych. A lojalność, wierność, uczciwość, spójność są jedynie wygodnymi wytłumaczeniami dla odmawiania czynienia tego, co właściwe. Ale posłuszeństwo wcale nie jest lepsze. Noe, który przez długi czas jest człowiekiem rozdartym, ale fanatycznie powolnym rozkazowi Boga, wcale nie czyni dobra, jego ręce plami krew ludzi tak samo jak tych, którzy Bogu nie są posłuszni. I wreszcie sam Bóg. On też nie jest tu miłosierny i dobrotliwy. To Bóg okrutny i nieubłagany. Widać to chociażby w scenie z upadłymi aniołami, dla których jedynym wybawieniem z ziemskiej niewoli jest dokonanie rzezi zdesperowanych ludzi zakończonej ich własną śmiercią. Bóg Noego jest bogiem skąpanym w ludzkiej i anielskiej posoce. Taki obraz człowieka, Boga oraz sama koncepcja odnowy świata, która wymaga wymarcia rodu Adama i Ewy, nie jest utożsamiana z chrześcijańską ortodoksją. Są to raczej myśli, które na przestrzeni wieków popularyzowały różne ruchy heretyckie (jak np. katarzy). I właśnie dlatego, że Aronofsky odszedł do tradycji, pozostając jednak wierny Biblii, przykuł moją uwagę. Dlatego nie kupuję happy-endu (nawet jeśli jest w nim odrobina dziegciu).
Jeśli chodzi o film, to najmocniejszy jest on w drugiej połowie ale przed wejściem w fazę końcową. Aronofsky stworzył bardzo wiarygodny obraz całkowitego rozdarcia człowieka niepotrafiącego wybrać pomiędzy tym, co słuszne, a tym co konieczne. O wiele lepiej niż w komiksie zaprezentowany jest w filmie Tubal-Kain. To jedna z najciekawszych postaci całej opowieści, a Ray Winstone świetnie ją zagrał.
Natomiast komiksy wygrywa stroną wizualną. Pod tym względem film bardzo mnie zawiódł. Nawet montażowe zabawy nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Nie podobał mi się też ostry podział na pokolenie Seta i Kaina. Początek opowieści o wiele lepiej został zaprezentowany w komiksie. W komiksie też mocniej zaakcentowano rolę samego Boga (działającego chociażby przez zwierzęta, czego w filmie nie ma w ogóle). Kinowy "Noe" łagodzi postawę Boga, zwiększając ciężar odpowiedzialności Noego, co ma swoje dobre i złe strony.
W sumie jednak film uznałbym za lepszy, gdyby nie ostatnie 10 minut. Tych Aronofsky'emu nie wybaczę.
Ocena: 6
Ps. Douglas Booth powinien zachować brodę, wygląda w niej o wiele korzystniej. Za to Connelly powinna jednak zrezygnować z samoopalaczy.
Teraz to już na pewno muszę przeczytać komiks. Dzięki za wnikliwą recenzję i zwrócenie mi uwagi na kilka aspektów, które nie przykuły mojej uwagi (nadzwyczaj pesymistyczna wizja całości i jej niespójość z zakończeniem).
OdpowiedzUsuńKomiks wizualnie jest genialny, ale fabularnie ma też swoje wady, co tylko sugeruje, że cała koncepcja tej historii od samego początku był gdzieś wadliwa, a Aronofsky na tę wadę pozostał do końca ślepy.
Usuń