Amour & turbulences (2013)
"Miłość i turbulencje" to bardzo typowa francuska komedia romantyczna. Dlatego też z czystym sumieniem mogę ją polecić wyłącznie koneserom tego gatunku. Ponieważ sam się do nich zaliczam, więc film uznaję za udany.
Jak wszystkie tego rodzaju produkcje, tak i ta na pozór nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Fabularnie jest to rzecz tak przewidywalna, że zaskoczyć może tylko osoby, które nigdy w życiu żadnego filmu o miłości nie widziały. Wartość obrazu Alexandre'a Castagnettiego tkwi w szczegółach. W tym, jak uśmiecha się Ludivine Sagnier, jak doskonale uzupełnia się z Nicolasem Bedosem, w fajnych pomysłach wizualno-montażowych (jak kolejne panienki przewijające się przez łóżko Antoine'a) i drobnych, lecz spektakularnych gestach czystego romantyzmu.
"Miłość i turbulencje" jest jak puch: zwiewna i ulotna. I właśnie to sprawia, że jest skarbem. Daje chwilę zapomnienia, napełnia pozytywną energią i niczego nie żąda w zamian: żadnych olśnień, katartycznych przeżyć, intelektualnych wstrząsów. Nie każdy film musi być dziełem redefiniującym światopogląd.
Ocena: 6
PS. Ciekawe, czy tylko mnie śmieszył pomysł przelotu z Nowego Jorku do Sydney z przesiadką w Paryżu.
Jak wszystkie tego rodzaju produkcje, tak i ta na pozór nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Fabularnie jest to rzecz tak przewidywalna, że zaskoczyć może tylko osoby, które nigdy w życiu żadnego filmu o miłości nie widziały. Wartość obrazu Alexandre'a Castagnettiego tkwi w szczegółach. W tym, jak uśmiecha się Ludivine Sagnier, jak doskonale uzupełnia się z Nicolasem Bedosem, w fajnych pomysłach wizualno-montażowych (jak kolejne panienki przewijające się przez łóżko Antoine'a) i drobnych, lecz spektakularnych gestach czystego romantyzmu.
"Miłość i turbulencje" jest jak puch: zwiewna i ulotna. I właśnie to sprawia, że jest skarbem. Daje chwilę zapomnienia, napełnia pozytywną energią i niczego nie żąda w zamian: żadnych olśnień, katartycznych przeżyć, intelektualnych wstrząsów. Nie każdy film musi być dziełem redefiniującym światopogląd.
Ocena: 6
PS. Ciekawe, czy tylko mnie śmieszył pomysł przelotu z Nowego Jorku do Sydney z przesiadką w Paryżu.
Komentarze
Prześlij komentarz