La partida (2013)
Miłość jest ślepa. Co już samo w sobie często prowadzi do kłopotów. Gorzej, że czasem też oślepia. A są takie miejsca, gdzie nie można sobie pozwolić na ślepotę, gdzie jedyną motywacją gwarantującą przetrwanie jest pragmatyzm. Wie o tym babka dziewczyny, która jest żoną jednego z bohaterów. Sama – w obecności dziewczyny – przekonuje chłopaka, by usidlił hiszpańskiego turystę, by wyszedł za niego za mąż, a kiedy urządzi się w Hiszpanii, będzie mógł sprowadzić żonę i dziecko i ją samą. Nie są to słowa, która w idealnym świecie mówiłoby się do męża swojej wnuczki. Ale kiedy jesteś biedakiem w Hawanie, nie możesz pozwolić sobie na sentymenty.
Yosvani i Reinier mogli mieć wszystko (w granicach rozsądku rzecz jasna). Ten pierwszy właśnie ma się żenić z całkiem dzianą dziewczyną. Owszem jest ona trochę apodyktyczna, ale ma słabość do Yosvaniego, co temu zapewniało godziwe życie. Za to Reinier trafił w dziesiątkę. Za sprawą Hiszpana dostał się do drużyny piłkarskiej i jeśli się postara, to może nawet znaleźć się w kadrze, a to otworzyłoby mu drzwi do stabilizacji życiowej. Niestety na przeszkodzie stanie miłość. Głupie uczucie, które początkowo wydaje się nie mieć żadnych konsekwencji. Jednak w Hawanie, jak zresztą wszędzie na świecie, nic nie jest darmowe, nawet jeśli takim się na pierwszy rzut oka wydaje. A szczęście to dobro luksusowe, więc i rachunek za nie jest niezwykle wysoki.
Muszę powiedzieć, że jestem trochę zawiedziony. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o tym filmie, wzbudził on moje spore zainteresowanie. Okazało się jednak, że jest to kolejna ponura wizja o biedakach, którzy w brudzie i biedzie pielęgnują z góry skazane na zagładę uczucie. Dlaczego z góry skazane? Bo to jest dramat, bez choćby cienia humoru i radości. Nawet sceny rozkwitającego uczucia są tutaj podszyte desperacją i smutkiem. Jest w tym filmie kilka ciekawych momentów – głównie związanych z postacią hiszpańskiego turysty. Reszta to jednak typowa rutynowa powiastka obyczajowa.
Ocena: 6
Yosvani i Reinier mogli mieć wszystko (w granicach rozsądku rzecz jasna). Ten pierwszy właśnie ma się żenić z całkiem dzianą dziewczyną. Owszem jest ona trochę apodyktyczna, ale ma słabość do Yosvaniego, co temu zapewniało godziwe życie. Za to Reinier trafił w dziesiątkę. Za sprawą Hiszpana dostał się do drużyny piłkarskiej i jeśli się postara, to może nawet znaleźć się w kadrze, a to otworzyłoby mu drzwi do stabilizacji życiowej. Niestety na przeszkodzie stanie miłość. Głupie uczucie, które początkowo wydaje się nie mieć żadnych konsekwencji. Jednak w Hawanie, jak zresztą wszędzie na świecie, nic nie jest darmowe, nawet jeśli takim się na pierwszy rzut oka wydaje. A szczęście to dobro luksusowe, więc i rachunek za nie jest niezwykle wysoki.
Muszę powiedzieć, że jestem trochę zawiedziony. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o tym filmie, wzbudził on moje spore zainteresowanie. Okazało się jednak, że jest to kolejna ponura wizja o biedakach, którzy w brudzie i biedzie pielęgnują z góry skazane na zagładę uczucie. Dlaczego z góry skazane? Bo to jest dramat, bez choćby cienia humoru i radości. Nawet sceny rozkwitającego uczucia są tutaj podszyte desperacją i smutkiem. Jest w tym filmie kilka ciekawych momentów – głównie związanych z postacią hiszpańskiego turysty. Reszta to jednak typowa rutynowa powiastka obyczajowa.
Ocena: 6
Dużo tu tej męskiej nagości. Oj dużo!
OdpowiedzUsuńMniej niż w niektórych filmach Jamesa Franco :)
Usuń