Leather Jacket Love Story (1997)

Po ostatnich rozczarowaniach gwiazdorskimi filmami niezależnymi, potrzebowałem terapii wstrząsowej. A na to najlepsze wydało mi się sięgnięcie po prawdziwie niezależne kino z czasów, kiedy jeszcze nie było ono modne, a przez to było domeną entuzjastów, którzy kręcili swoje dzieła za pół darmo. Mój wybór padł na "Leather Jacket Love Story", które przeleżało u mnie pięć lat. I jak to często bywa z filmami, których obejrzenie odkładam latami, zachwyciłem się tym, co zobaczyłem.




Tego mi właśnie było potrzeba: potwierdzenia, że to wcale nie naiwne fabuły, proste historyjki i sympatyczni, nieco pokręceni bohaterowie tak mnie ostatnio w kinie niezależnym irytowało. To raczej sam klimat tych filmów, w których pojawiają się znane, topowe gwiazdy stał się dla mnie nieznośny. Bo przecież "Leather Jacket Love Story" jest bajeczką tak naiwną jak to tylko można sobie wyobrazić, a jednak nie wzbudził we mnie negatywnych emocji.

Oto jest 18-latek, który marzy o realnej więzi a nie anonimowym seksie, spotyka starszego od siebie o 11 lat mężczyznę, który jest chodzącą definicją niewierności. Mimo wszystkich różnic – a może właśnie ze względu na nie – coś między tą dwójką zaiskrzyło. Reszta fabuły jest bardzo przewidywalna, łącznie z zakończeniem. I gdyby ten film powstał dziś, a w obsadzie był Paul Rudd, Greg Kinnear, Jason Bateman albo Paul Giamatti, prawdopodobnie wysiedziałbym na nim z wielkim trudem.

Ale tu nie ma znanych nazwisk (no może poza Mink Stole, choć może tylko mi się wydaje, że jest znana, bo sam ją doskonale kojarzę). Sam film powstał 17 lat temu i aż za dobrze czuć jego półamatorski charakter. "Leather Jacket Love Story" jest dokładnie tak zły, jak można sobie to wyobrazić, a jednak mi to wcale nie przeszkadzało. Przeciwnie, w moich oczach dodawało mu to uroku. Podobała mi się relacja, jaką nawiązała dwójka bohaterów. Jak na tego rodzaju produkcję grający ich aktorzy zagrali zaskakująco dobrze, w szczególności popisał się Christopher Bradley. Toporność niektórych scen działał wręcz na korzyść filmu, jak choćby czarująco niezdarna sekwencja walki Madge, Charelli i Amandy z trójką homofobów.

"Leather Jacket Love Story" jest żywym dowodem na to, że kino niezależne nie potrzebuje hollywoodzkich gwiazd, że prostota sprawdza się najlepiej wtedy, kiedy nie kryje się za nią nic poza samą chęcią zabawy w kręcenie filmów. Po jego obejrzeniu z ciekawości sprawdziłem, kto za ten film odpowiada. Okazuje się, że reżyserem jest David DeCoteau, który hurtowo kręci żenujące gnioty (cała seria "1313" wydaje się być straszliwym kiczem już po zwiastunach), ale ma też na swoim koncie kilka ciekawych filmów, jak choćby trzecią część "Władcy lalek", która kiedyś bardzo mi się podobała.

Ocena: 8

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)