Short Skin (2014)
Duccio Chiarini postanowił przenieść na włoski grunt niezależne kino amerykańskie. Efekt jest dość dziwaczny. "Short Skin" jest zbyt sflaczałe, by uznać je za pełnowartościową komedię obyczajową, ale też ma kilka absurdalnych scen (np. masturbacja przy pomocy ośmiornicy), które nie pozwalają traktować filmu zbyt poważnie.
W zasadzie jest to typowa opowieść o wakacjach nastolatków, podczas których nastąpi przekroczenie progu dorosłości. W tym przypadku ten próg ma bardzo fizyczny kształt – tytułowej stulejki głównego bohatera. Struktura opowieści jak i sami bohaterowie są bardzo "amerykańscy". Mamy więc główną postać, która jest nieco "inna", jest też ekstrawertywny kumpel, który pragnie za wszelką cenę przestać być prawiczkiem. Perypetie bohatera również trzymają się utartego, począwszy od próby dopasowania się do otoczenia, przez radzenie sobie z kumplem i rodziną, a skończywszy na sercowych dylematach, których obiektem są dwie dziewczyny. Całość zaś okraszona została muzyką iście amerykańską.
To, co jest mało amerykańskie, to sposób narracji. Wszystko jest tutaj spowolnione, jakby scenarzysta pisząc tekst był na psychotropach i to wpływało na to jak budował akcję. Oglądając "Short Skin" miałem wrażenie, że między bohaterami i ich przeżyciami a mną jest jakaś gruba, półprzepuszczalna bariera, która wszystko tonuje do mdłych odcieni szarości. Wrażenie to potęguje jeszcze sam mimozowaty główny bohater i jego bardzo apatyczny sposób mówienia. Ja wiem, że taki właśnie miał być, ale – co pokazali wielokrotnie (zbyt często!) twórcy amerykańskich filmów indie – taką postać też można pokazać z jajem. Chiarini tego nie potrafił.
Ocena: 5
W zasadzie jest to typowa opowieść o wakacjach nastolatków, podczas których nastąpi przekroczenie progu dorosłości. W tym przypadku ten próg ma bardzo fizyczny kształt – tytułowej stulejki głównego bohatera. Struktura opowieści jak i sami bohaterowie są bardzo "amerykańscy". Mamy więc główną postać, która jest nieco "inna", jest też ekstrawertywny kumpel, który pragnie za wszelką cenę przestać być prawiczkiem. Perypetie bohatera również trzymają się utartego, począwszy od próby dopasowania się do otoczenia, przez radzenie sobie z kumplem i rodziną, a skończywszy na sercowych dylematach, których obiektem są dwie dziewczyny. Całość zaś okraszona została muzyką iście amerykańską.
To, co jest mało amerykańskie, to sposób narracji. Wszystko jest tutaj spowolnione, jakby scenarzysta pisząc tekst był na psychotropach i to wpływało na to jak budował akcję. Oglądając "Short Skin" miałem wrażenie, że między bohaterami i ich przeżyciami a mną jest jakaś gruba, półprzepuszczalna bariera, która wszystko tonuje do mdłych odcieni szarości. Wrażenie to potęguje jeszcze sam mimozowaty główny bohater i jego bardzo apatyczny sposób mówienia. Ja wiem, że taki właśnie miał być, ale – co pokazali wielokrotnie (zbyt często!) twórcy amerykańskich filmów indie – taką postać też można pokazać z jajem. Chiarini tego nie potrafił.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz