Starred Up (2013)
Przetrwać w więzieniu nie jest łatwo. Nie dlatego, że życie za kratami różni się od tego na zewnątrz, ale właśnie dlatego, że jest ono identyczne, tylko podane w bardziej skondensowanej formie. Tu nie ma po prostu miejsca na to, by problemy, negatywne emocje, kompleksy "rozładować" gdzieś na boku. Tu wszystko jest elementem gry o władzę, wpływy, przetrwanie.
Boleśnie przekona się o tym Eric. Młodociany przestępca, który właśnie z poprawczaka został przeniesiony do normalnego więzienia. Eric jest osobą niezwykle wybuchową i agresywną. Ale wynika to tak naprawdę z faktu, że jest ofiarą, że wstyd i słabość ukrywa pod maską brutala. Tylko w ten sposób może sobie poradzić z tym, co się w nim kotłuje. Przez to jednak w nowym miejscu od razu wpada w tarapaty. Wprowadzony przez niego chaos nie pasuje tym, którzy rządzą więzieniem – zarówno władzy oficjalnej jak i tej rzeczywistej. A jednak chłopak zyskuje szansę na zmianę. Daje mu ją niezależny terapeuta i członkowie grupy wsparcia. Tyle tylko, że są oni postrzegani jako zagrożenie a to przez szefa strażników (który uważa, że terapeuta podważa jego pozycję) jak i ojca Erica, który należy do więźniów trzymających rzeczywistą władzę (i który chciałby nawiązać nić porozumienia z synem, ale nie wie jak i czuje się słaby i zazdrosny, gdy innym się to udaje). W ten sposób Eric staje się pionkiem w cudzych rozgrywkach. A z pionkami jest tak, że ich strata większości osób w ogóle nie obchodzi.
"Starred Up" to solidne kino, które w niewielkiej przestrzeni narracyjnej było w stanie zmieścić naprawdę imponującą ilość informacji. Udało się to z trzech powodów. Po pierwsze za scenariusz odpowiadała osoba, która więzienne życie doskonale zna. Jonathan Asser bowiem sam z więźniami pracował. Po drugie za reżyserię odpowiadał David Mackenzie, który z takimi na pierwszy rzut oka bardzo niepozornymi historiami radzi sobie jak mało kto. Wreszcie sukces filmu w dużej mierze jest zasługą imponującej gry aktorskiej. Jack O'Connell wykazał się dojrzałością i niezwykłym opanowaniem wcielając się w postać młodego Erica. Nie była to łatwa postać do zagrania. Eric jest przecież postacią niezwykle niebezpieczną i agresywną. Ale aby film odniósł sukces, potrzebne było pokazanie, że Eric nie jest brutalem z urodzenia, lecz że agresja jest tylko sposobem na przetrwanie i to sposobem, który jemu samemu uwiera, lecz w warunkach w jakich żyje nie widzi on lepszej alternatywy. O'Connell jest zarazem miękki i twardy, jest prowokacyjnie agresywny, ale też pokazuje swoją wrażliwość. Wielkim wsparciem dla młodego aktora byli Rupert Friend i Ben Mendelsohn. Na pozór ich role były proste, ale w mniej sprawnych rękach mogły zamienić się w papierowe marionetki, co zepsułoby efekt. Także drugi plan aktorski nie zawiódł, dzięki czemu całość okazała się bardzo satysfakcjonującym obrazem.
Ocena: 7
Boleśnie przekona się o tym Eric. Młodociany przestępca, który właśnie z poprawczaka został przeniesiony do normalnego więzienia. Eric jest osobą niezwykle wybuchową i agresywną. Ale wynika to tak naprawdę z faktu, że jest ofiarą, że wstyd i słabość ukrywa pod maską brutala. Tylko w ten sposób może sobie poradzić z tym, co się w nim kotłuje. Przez to jednak w nowym miejscu od razu wpada w tarapaty. Wprowadzony przez niego chaos nie pasuje tym, którzy rządzą więzieniem – zarówno władzy oficjalnej jak i tej rzeczywistej. A jednak chłopak zyskuje szansę na zmianę. Daje mu ją niezależny terapeuta i członkowie grupy wsparcia. Tyle tylko, że są oni postrzegani jako zagrożenie a to przez szefa strażników (który uważa, że terapeuta podważa jego pozycję) jak i ojca Erica, który należy do więźniów trzymających rzeczywistą władzę (i który chciałby nawiązać nić porozumienia z synem, ale nie wie jak i czuje się słaby i zazdrosny, gdy innym się to udaje). W ten sposób Eric staje się pionkiem w cudzych rozgrywkach. A z pionkami jest tak, że ich strata większości osób w ogóle nie obchodzi.
"Starred Up" to solidne kino, które w niewielkiej przestrzeni narracyjnej było w stanie zmieścić naprawdę imponującą ilość informacji. Udało się to z trzech powodów. Po pierwsze za scenariusz odpowiadała osoba, która więzienne życie doskonale zna. Jonathan Asser bowiem sam z więźniami pracował. Po drugie za reżyserię odpowiadał David Mackenzie, który z takimi na pierwszy rzut oka bardzo niepozornymi historiami radzi sobie jak mało kto. Wreszcie sukces filmu w dużej mierze jest zasługą imponującej gry aktorskiej. Jack O'Connell wykazał się dojrzałością i niezwykłym opanowaniem wcielając się w postać młodego Erica. Nie była to łatwa postać do zagrania. Eric jest przecież postacią niezwykle niebezpieczną i agresywną. Ale aby film odniósł sukces, potrzebne było pokazanie, że Eric nie jest brutalem z urodzenia, lecz że agresja jest tylko sposobem na przetrwanie i to sposobem, który jemu samemu uwiera, lecz w warunkach w jakich żyje nie widzi on lepszej alternatywy. O'Connell jest zarazem miękki i twardy, jest prowokacyjnie agresywny, ale też pokazuje swoją wrażliwość. Wielkim wsparciem dla młodego aktora byli Rupert Friend i Ben Mendelsohn. Na pozór ich role były proste, ale w mniej sprawnych rękach mogły zamienić się w papierowe marionetki, co zepsułoby efekt. Także drugi plan aktorski nie zawiódł, dzięki czemu całość okazała się bardzo satysfakcjonującym obrazem.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz