The Judge (2014)
Nie, nie i jeszcze raz nie. "Sędzia" jest kwintesencją tego, co w kinie amerykańskim budzi u mnie ostatnio fizyczny wręcz wstręt. Przy całym swym doskonałym rzemieślniczym wykonaniu i niezłej, choć jakże manierycznej grze Roberta Downeya Jr., jest to przede wszystkim nieznośny festiwal najgorszych schematów kina obyczajowego.
Mamy więc rozdartą rodzinę, w której wszyscy dźwigają bagaż poczucia winy i nierozwiązanych konfliktów. Mamy śmierć i nieuleczalną chorobę. Mamy sporo ekscentryczności, nietuzinkowych postaci i jeszcze więcej ciepłego, lekko ironicznego humoru. Dwadzieścia lat temu takie historyjki łykałem bez mrugnięcia oka. Dziś na samą myśl o nich robi mi się niedobrze.
A Dobkin jest na tyle sprawnym reżyserem, że nie ma nawet na tyle przyzwoitości, by popsuć film. Dobija mnie więc perfekcyjnym tempem, dramatyzmem scen, z których wylewa się błaganie o nagrodzenie występujących w nich aktorów i przesłodzona ckliwość ostatecznego morału, który przypomina nam o naszej śmiertelności i zachęca do szukania kontaktu z bliskimi zanim będzie za późno. Tyle tylko, że jest to już tak wyświechtana myśl, że zamiast tego w moich uszach przesłanie filmu brzmi znacznie mniej przyjemnie: módlcie się o raka dla swoich bliskich, kiedy zachorują i znajdą się na skraju śmierci, będziecie mieć idealny pretekst, by bez tracenia twarzy i porzucania swojej dumy pogodzić się z tym, z którymi od lat nie utrzymywaliście kontaktu.
Ocena: 4
Mamy więc rozdartą rodzinę, w której wszyscy dźwigają bagaż poczucia winy i nierozwiązanych konfliktów. Mamy śmierć i nieuleczalną chorobę. Mamy sporo ekscentryczności, nietuzinkowych postaci i jeszcze więcej ciepłego, lekko ironicznego humoru. Dwadzieścia lat temu takie historyjki łykałem bez mrugnięcia oka. Dziś na samą myśl o nich robi mi się niedobrze.
A Dobkin jest na tyle sprawnym reżyserem, że nie ma nawet na tyle przyzwoitości, by popsuć film. Dobija mnie więc perfekcyjnym tempem, dramatyzmem scen, z których wylewa się błaganie o nagrodzenie występujących w nich aktorów i przesłodzona ckliwość ostatecznego morału, który przypomina nam o naszej śmiertelności i zachęca do szukania kontaktu z bliskimi zanim będzie za późno. Tyle tylko, że jest to już tak wyświechtana myśl, że zamiast tego w moich uszach przesłanie filmu brzmi znacznie mniej przyjemnie: módlcie się o raka dla swoich bliskich, kiedy zachorują i znajdą się na skraju śmierci, będziecie mieć idealny pretekst, by bez tracenia twarzy i porzucania swojej dumy pogodzić się z tym, z którymi od lat nie utrzymywaliście kontaktu.
Ocena: 4
Ale informowanie o śmierci poprzez pokazanie papierka po cukierku bardzo mi się spodobało.:)
OdpowiedzUsuńMogłeś dać znać, że jesteś na offline :)
A na mnie ta scena nie zrobiła wrażenia. Może dlatego, że miałem już wtedy "Sędziego" serdecznie dość.
UsuńRzeczywiście byłem. Ciebie też nie zauważyłem.