The Trail's End (2014)
Stara jak świat opowieść o straceńcach, tyle że w nieco odmiennej scenografii.
Już sam fakt osadzenia historii dwójki osób, których może łączy uczucie, a z całą pewnością połączyło fatalne w skutkach zdarzenie, w formule SF, pozwoliło "The Trail's End" wybić się ponad przeciętność. Pojawiły się niuanse i wątpliwości, z jakimi w innej scenografii nie mielibyśmy do czynienia. Jak chociażby pytanie o motywację. Biorąc przecież pod uwagę, kim jest dwójka bohaterów, można się zastanawiać, czy uczucie jest prawdziwe, czy jest to imitacja. A jeśli nawet jest to jedynie naśladownictwo, to i tak powstaje pytanie o naturę kompleksów istniejących w zbiorowej świadomości i nieświadomości i to, w jaki sposób mogą być skopiowane do świadomości o nienaturalnej genezie. Mi się nasunęło jeszcze jedno pytanie. Czy wydarzenie jest przypadkowe, czy może bohaterka z premedytacją wykorzystała fakt, że dla głównego bohatera jest to ostatni dzień życia i będzie mogła wykorzystać go dla własnych celów.
Podobała mi się też sama wizja świata. Jak choćby to, że informacja o zakończeniu cyklu życiowego przysyłana jest przez robota-listonosza. Jest w tym absurdalny urok.
Jednak przede wszystkim "The Trail's End" spodobało mi się wizualnie. Świetne efekty, zdjęcia, doskonały John Scott Horton. Wszystko to buduje melancholijny nastrój będący wykwintną mieszanką miłości i desperacji.
Ocena: 7
Już sam fakt osadzenia historii dwójki osób, których może łączy uczucie, a z całą pewnością połączyło fatalne w skutkach zdarzenie, w formule SF, pozwoliło "The Trail's End" wybić się ponad przeciętność. Pojawiły się niuanse i wątpliwości, z jakimi w innej scenografii nie mielibyśmy do czynienia. Jak chociażby pytanie o motywację. Biorąc przecież pod uwagę, kim jest dwójka bohaterów, można się zastanawiać, czy uczucie jest prawdziwe, czy jest to imitacja. A jeśli nawet jest to jedynie naśladownictwo, to i tak powstaje pytanie o naturę kompleksów istniejących w zbiorowej świadomości i nieświadomości i to, w jaki sposób mogą być skopiowane do świadomości o nienaturalnej genezie. Mi się nasunęło jeszcze jedno pytanie. Czy wydarzenie jest przypadkowe, czy może bohaterka z premedytacją wykorzystała fakt, że dla głównego bohatera jest to ostatni dzień życia i będzie mogła wykorzystać go dla własnych celów.
Podobała mi się też sama wizja świata. Jak choćby to, że informacja o zakończeniu cyklu życiowego przysyłana jest przez robota-listonosza. Jest w tym absurdalny urok.
Jednak przede wszystkim "The Trail's End" spodobało mi się wizualnie. Świetne efekty, zdjęcia, doskonały John Scott Horton. Wszystko to buduje melancholijny nastrój będący wykwintną mieszanką miłości i desperacji.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz