Snow in Paradise (2015)
Debiut Andrew Hulme'a ma dla mnie w zasadzie wartość wyłącznie wizualną. "Snow in Paradise" ma ciekawe zdjęcia, które sugestywnie prezentują zmagania głównego bohatera ze Złem. I choć podobają mi się zdjęcia, montaż i muzyka, to jednak całość nie robi na mnie już tak imponującego wrażenia.
Dzieje się tak zapewne dlatego, że obecnie nie za bardzo przepadam za kinem metaforycznym. A tym jest właśnie "Snow in Paradise". To nie jest historia chłopaka, przez którego chciwość i brak pomyślunku zginął jego najlepszy przyjaciel. Jest to raczej koraniczna przypowieść o dżihadzie, czyli osobistym zmaganiu z Szejtanem. Niemal wszyscy, których spotyka Dave są symbolicznymi reprezentacjami sił zła (jak jego stryj Jimmy czy najlepszy kumpel ojca, Mickey) i dobra (osoby spotkane w meczecie). Dave cały czas jest kuszony i wystawiany na próbę. Jako narkoman jest z samej swej natury słaby, więc też jego działania podszyte są tchórzostwem. Nawet wtedy, kiedy stara się zrobić coś dobrze, jest to w rzeczy samej nic więcej jak ucieczka. Ostatecznie islam okazuje się dla niego innym rodzajem narkotyku. Zatracając się w rytuale doznaje highu identycznego do tego, co wcześniej dawały mu twarde dragi.
To żonglowanie symbolami, analogiami i metaforami chwilami mnie dość mocno irytowało. Miałem wrażenie, że przez ich przesadną liczbę "Snow in Paradise" staje się filmem nabzdyczonym i pozerskim.
Ocena: 5
Dzieje się tak zapewne dlatego, że obecnie nie za bardzo przepadam za kinem metaforycznym. A tym jest właśnie "Snow in Paradise". To nie jest historia chłopaka, przez którego chciwość i brak pomyślunku zginął jego najlepszy przyjaciel. Jest to raczej koraniczna przypowieść o dżihadzie, czyli osobistym zmaganiu z Szejtanem. Niemal wszyscy, których spotyka Dave są symbolicznymi reprezentacjami sił zła (jak jego stryj Jimmy czy najlepszy kumpel ojca, Mickey) i dobra (osoby spotkane w meczecie). Dave cały czas jest kuszony i wystawiany na próbę. Jako narkoman jest z samej swej natury słaby, więc też jego działania podszyte są tchórzostwem. Nawet wtedy, kiedy stara się zrobić coś dobrze, jest to w rzeczy samej nic więcej jak ucieczka. Ostatecznie islam okazuje się dla niego innym rodzajem narkotyku. Zatracając się w rytuale doznaje highu identycznego do tego, co wcześniej dawały mu twarde dragi.
To żonglowanie symbolami, analogiami i metaforami chwilami mnie dość mocno irytowało. Miałem wrażenie, że przez ich przesadną liczbę "Snow in Paradise" staje się filmem nabzdyczonym i pozerskim.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz