Trash (2014)
Stephen Daldry wybrał się do Trzeciego Świata, by tam przekonywać, dlaczego socjalizm nie jest możliwy do realizacji. A raczej, dlaczego tylko dzieci mogłyby go urzeczywistnić. "Śmieć" ma przecież pozytywne przesłanie. Dla realizacji swojego planu wybrał Brazylię. Dobrze, że nie Afrykę, tam miałby trudniejsze zadanie, by znaleźć realia pokazujące, że nawet w trudnych warunkach czystość i niewinność dziecka zostaje zachowana. A właśnie to jest podstawowym argumentem reżysera: socjalizm mogą wprowadzić jedynie dzieci, ponieważ jako jedyne nie dają się skorumpować, a zatem nie będą w stanie wypaczyć idei wspólnego dobra ponad klasowymi podziałami, co jest nieuchronne w przypadku ludzi dorosłych.
Z tego też powodu "Śmiecia" nie można traktować inaczej jak bajkę, a nie film, który próbuje powiedzieć coś o świecie współczesnym. Realia faveli są tutaj odwzorowane dość wybiórczo: jest pokazana bieda, jest pokazany terror policji i jest zaprezentowana korupcja. Ale jednocześnie Daldry akcentuje niezwykłą – cynik we mnie powiedziałby, że nierealną – wręcz dobroć i altruizm. Trójka dziecięcych postaci to bohaterowie naiwni. Ale przecież jest tu też sporo innych biedaków, którzy o dziwo dobro innych przedkładają nad własne przetrwanie. Daldry negatywne cechy nadaje głównie postaciom z klas uprzywilejowanych. Biedacy nawet jeśli robią rzeczy karygodne, samolubne, to jednak zawsze pokazani są w taki sposób, że łatwo ich usprawiedliwić. Bogaci na tę taryfę ulgową nie mogą liczyć. Muszą się naprawdę poświęcić, by zyskać aprobatę reżysera.
Jeśli chodzi o sam film, to uważam "Śmiecia" za krok w dobrym kierunku po bardzo przeciętnym "Strasznie głośno, niesamowicie blisko". Ale daleko mu do jego najlepszych dzieł reżysera sprzed dekady. Tu jest trochę zbyt wiele chaosu. Daldry niezbyt dobrze poradził sobie z przeplataniem różnych planów czasowych. Zawodzi też Martin Sheen. Posadka w sitcomie najwyraźniej negatywnie wpływa na jego możliwości aktorskie. Kiedy grywał w "Prezydenckim pokerze", był zdecydowanie lepszy. Za to na plus zaliczam muzykę. Choć z drugiej strony Daldry poszedł na łatwiznę i po prostu wypełnił film rytmami kojarzącymi się dość powszechnie z brazylijską kulturą biedoty.
Ocena: 6
Z tego też powodu "Śmiecia" nie można traktować inaczej jak bajkę, a nie film, który próbuje powiedzieć coś o świecie współczesnym. Realia faveli są tutaj odwzorowane dość wybiórczo: jest pokazana bieda, jest pokazany terror policji i jest zaprezentowana korupcja. Ale jednocześnie Daldry akcentuje niezwykłą – cynik we mnie powiedziałby, że nierealną – wręcz dobroć i altruizm. Trójka dziecięcych postaci to bohaterowie naiwni. Ale przecież jest tu też sporo innych biedaków, którzy o dziwo dobro innych przedkładają nad własne przetrwanie. Daldry negatywne cechy nadaje głównie postaciom z klas uprzywilejowanych. Biedacy nawet jeśli robią rzeczy karygodne, samolubne, to jednak zawsze pokazani są w taki sposób, że łatwo ich usprawiedliwić. Bogaci na tę taryfę ulgową nie mogą liczyć. Muszą się naprawdę poświęcić, by zyskać aprobatę reżysera.
Jeśli chodzi o sam film, to uważam "Śmiecia" za krok w dobrym kierunku po bardzo przeciętnym "Strasznie głośno, niesamowicie blisko". Ale daleko mu do jego najlepszych dzieł reżysera sprzed dekady. Tu jest trochę zbyt wiele chaosu. Daldry niezbyt dobrze poradził sobie z przeplataniem różnych planów czasowych. Zawodzi też Martin Sheen. Posadka w sitcomie najwyraźniej negatywnie wpływa na jego możliwości aktorskie. Kiedy grywał w "Prezydenckim pokerze", był zdecydowanie lepszy. Za to na plus zaliczam muzykę. Choć z drugiej strony Daldry poszedł na łatwiznę i po prostu wypełnił film rytmami kojarzącymi się dość powszechnie z brazylijską kulturą biedoty.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz