Big Eyes (2014)
"Wielkie oczy" przywodzą mi na myśl "Wilka z Wall Street". Podobnie jak Scorsese tak i Burton chciał w sposób lekki i rozrywkowy opowiedzieć o ważnych kwestiach. O ile jednak "Wilk z Wall Street" jest bezapelacyjnie triumfem żywiołowości twórczej, o tyle Burton potwierdził "Wielkimi oczami", że nie ma w sobie nawet iskierki nieskrępowanej wyobraźni, którą zachwycał mnie dekadę temu ("Charlie i fabryka czekolady" to moim zdaniem ostatni naprawdę udany obraz Burtona).
To, co zobaczyłem na ekranie, było imitacją stylu Burtona i to dość tanią. Reżyser kopiuje tutaj barwną wizję świata i baśniową aranżację, jaką zachwycał w "Dużej rybie" i wspomnianym wyżej "Chraliem". Problem polega na tym, że żywe kolory szybko się nudzą, a gdy przejdzie się nad stylizacją do porządku dziennego, okazuje się, że film nie ma nic więcej do zaoferowania. Burton próbuje czynić film zabawnym i lekkim, ale mnie jego humor nie rozbawił (choć na sali osoby się śmiały, więc najwyraźniej kogoś Burton rozśmieszył). Nie kryje też w sobie żadnej głębszej myśli, a przynajmniej ja jej nie dostrzegłem.
Błędem było też zatrudnienie Christopha Waltza, który podobne typki grywa w Hollywood na okrągło. Wydawało się wręcz, że ma już tego dość i postanowił doprowadzić rolę elokwentnego drania do skrajności i stał się własną karykaturą. Ta postmodernistyczna metagra mogła nadać filmowi tak bardzo potrzebnej pikanterii, ale Tim Burton nie potrafił bądź nie chciał z tej okazji skorzystać. "Wielkie oczy" pozostały więc filmem nudnym, nawet nie aż tak złym, żeby swoimi wadami zapisać się w pamięci.
Ocena: 4
To, co zobaczyłem na ekranie, było imitacją stylu Burtona i to dość tanią. Reżyser kopiuje tutaj barwną wizję świata i baśniową aranżację, jaką zachwycał w "Dużej rybie" i wspomnianym wyżej "Chraliem". Problem polega na tym, że żywe kolory szybko się nudzą, a gdy przejdzie się nad stylizacją do porządku dziennego, okazuje się, że film nie ma nic więcej do zaoferowania. Burton próbuje czynić film zabawnym i lekkim, ale mnie jego humor nie rozbawił (choć na sali osoby się śmiały, więc najwyraźniej kogoś Burton rozśmieszył). Nie kryje też w sobie żadnej głębszej myśli, a przynajmniej ja jej nie dostrzegłem.
Błędem było też zatrudnienie Christopha Waltza, który podobne typki grywa w Hollywood na okrągło. Wydawało się wręcz, że ma już tego dość i postanowił doprowadzić rolę elokwentnego drania do skrajności i stał się własną karykaturą. Ta postmodernistyczna metagra mogła nadać filmowi tak bardzo potrzebnej pikanterii, ale Tim Burton nie potrafił bądź nie chciał z tej okazji skorzystać. "Wielkie oczy" pozostały więc filmem nudnym, nawet nie aż tak złym, żeby swoimi wadami zapisać się w pamięci.
Ocena: 4
Toś ostudził moje oczekiwania, chłopie.
OdpowiedzUsuńWow, musisz być wielkim optymistą, skoro po ostatnich wyczynach Burtona miałeś jeszcze jakieś oczekiwania :)
UsuńZnajomy bloger ładnie o tym filmie napisał :)
Usuńczyli należał do tego grona osób, które bawił się na "Wielkich oczach".
Usuńpodczas seansu najbardziej intrygowała mnie właśnie reakcja widzów, którzy śmiali się z rzeczy mnie wydających się po prostu miałkimi.