Blackhat (2015)

Biedni muszą być ci wszyscy, którzy na "Hakera" wybrali się skuszeni zwiastunem. To, że zwiastuny przeinaczają rzeczywistość, wiadomo nie od dziś. Ich zadaniem jest pokazać film w jak najlepszym świetle. Ale czasem w swym kuszeniu idą za daleko i to, co zapowiadają nijak ma się do tego, co naprawdę zostało nakręcone. Tak jest właśnie w przypadku "Hakera".



Wbrew temu co widać w zwiastunie "Haker" wcale nie jest dynamicznym filmem sensacyjnym. Michael Mann nakręcił go w kontrze do typowych produkcji (co widać, kiedy porówna się "Hakera" do chociażby też obecnie pokazywanego w kinach "Who Am I"). Mann odrzuca fastfoodową mentalność "szybciej, więcej, głośniej". W "Hakerze" historia opowiadana jest powoli, można powiedzieć, że miejscami się nawet ślimaczy. Reżyserowi nigdzie się nie śpieszy. Ma swój pomysł, swoją wizję i konsekwentnie ją przed nami roztacza.  "Haker" wymaga cierpliwości, delektowania się procesem odraczania spełnienia.

Sama historia nie jest nadzwyczajnie skomplikowana. Chwilami jest nawet banalna i naiwna. Jednak nie przeszkadza to w oglądaniu aż tak bardzo, ponieważ czuć, że w "Hakerze" chodzi o coś innego. Jest to kino estetyczne, może nawet trochę snobistyczne, niczym obiad w ekskluzywnej restauracji, do której nie idzie się po to, by się najeść, lecz by cieszyć zmysły wyglądem i wykonaniem dań.

Niestety "Hakerem" nie byłem w stanie się w pełni rozkoszować. A wszystko przez upartą potrzebę Manna kręcenia filmów kamerami cyfrowymi. "Haker" pokazuje, że cyfra wymaga innego podejścia do obrazu. Mann pozostaje niestety na to ślepy, dlatego też w większości scen, gdzie pojawia się drobny druk, nie można go przeczytać, gdy kamera jest w ruchu – wszystko się cyfrowo rozmazuje. Ale tak naprawdę tragedią są trzy sceny strzelanin. Każda z nich sprawiają wrażenie dość naturalnych, co niestety w niczym nie pomaga. Wyglądają bowiem koszmarnie, jak półamatorskie filmiki z youtube'a. Może o to Mannowi chodziło, ale ja tego nie kupuję. Dla mnie jest to złe i skutecznie niszczy pozytywne wrażenie.

Ocena: 6

Komentarze

  1. "Niestety "Hakerem" nie byłem w stanie się w pełni rozkoszować. A wszystko przez upartą potrzebę Manna kręcenia filmów kamerami cyfrowymi." Napisałem u siebie że z miłością Manna do cyfry będę się musiał pogodzić. To prawda że niby realizm jest większy, ale gdzieś ucieka kino. Było parę bzdurek (śrubokręty, naprawdę?? :), ale finał i tak kozacki. Kilka fajnych rozwiązań operatora (jak Nick w finale, który tak jakby płynie w tłumie w kierunku przeciwnika - co nomen omen zostało uzyskane przez technikę cyfrową). No i jak zwykle Mannowi udało się dać daćtrochę duszy każdej postaci. Każdy miał swoje pięć minut. Jak ochroniarz w strzelaninie na autostradzie. Już miałem nadzieję że sam wszystkich załatwi. No i co najciekawsze.. obejrzałbym sobie :Hakera" raz jeszcze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale czy można tu mówić o miłości? To by znaczyło, że Mann rozumie cyfrę. A ja odnoszę wrażenie, że tak nie jest. Że on chce siebie i innych przekonać, że między taśmą a filmem nie ma żadnej różnicy. A to nie jest to samo. A poza tym różnica jest widoczna u niego jak na dłoni. Inni twórcy potrafią tak pracować cyfrowymi kamerami, że nawet nie zauważam tego podczas seansu. U Manna tak nie jest. "Haker" naprawdę potrzebował taśmy, potrzebował wizualnego oddechu (który w kilku miejscach udało się osiągnąć i tak, ale innymi scenami ten efekt został zaprzepaszczony).

      Usuń
    2. On ją kocha na swój sposób. Ma świra na punkcie tej techniki i zdecydowanie można napisać że jest stały w tym uczuciu. "Miami Vice", "Wrogowie publiczni" i teraz "Haker". Możliwe że ktoś mówił "No weź Michael, znowu będziemy kręcić domowym video", "Tak, będziemy. To jest zajebiste" :) No i części się podoba, części odbiorców nie. Ja jestem wciąż niezdecydowany.

      Usuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

One Last Thing (2018)

Les dues vides d'Andrés Rabadán (2008)

Paradise (2013)

Tracks (2013)