Mortdecai (2015)
To mogła być wyśmienita komedia. Nie. Poprawka: To powinna być wyśmienita komedia. Scenariusz naprawdę dawał reżyserowi i aktorom spore pole do popisu. "Bezwstydny Mortdecai" pomyślany został jako komedia absurdu i ekscentryczności, inteligencji przebranej za idiotyzmy. Ale żeby tak się stało, powinny zostać spełnione dwa warunki.
Po pierwsze za żadne skarby w tytułowej roli nie powinien był wystąpić Johnny Depp. Każdy aktor, łącznie z Seagalem, byłby lepszy. Depp zarzyna każdą scenę po raz kolejny udając Jacka Sparrowa. Te wszystkie jego sztuczki (miny, sposób chodzenia itp) znudziły się już przy trzecich "Piratach", więc nie było żadnych szans, by tym razem bawiły. Mortdecai to postać barwna i ciekawa, ale tylko i wyłącznie w wykonaniu aktora, który potrafiłby zagrać w kontrze do własnego wizerunku.
Po drugie, i o wiele ważniejsze, sukces "Bezwstydnemu Mortdecaiowi" mogli zapewnić wyłącznie Brytyjczycy. Tylko oni byliby w stanie scenom komediowym nadać niewymuszony charakter naturalnej abstrakcji. Ponieważ jednak znaczną część ekipy stanowią Amerykanie (Anglicy są zaś jedynie dodatkiem), film wygląda jakby wszystkich zmuszano do gry wbrew ich naturze. Dlatego też większość co ciekawszych scen komediowych nie śmieszy, ponieważ aktorzy nie potrafili ich odpowiednio zagrać. Najzabawniejsze jest więc w filmie to, co najmniej absurdalne zaś najbliższe amerykańskim przaśnym komediom sytuacyjnym.
Oglądając "Bezwstydnego Mortdecaia" cały czas czułem, jaka wielki potencjał jest tu marnowany. Jestem przekonany, że gdyby wzięła się za ekranizację ekipa z "Detektywa Clotha", powstałby jeden z zabawniejszych filmów roku. A tak wszystkim wahającym się polecam obejrzenie pierwszego "Clotha" zamiast "Mortdecaia".
Ocena: 5
Po pierwsze za żadne skarby w tytułowej roli nie powinien był wystąpić Johnny Depp. Każdy aktor, łącznie z Seagalem, byłby lepszy. Depp zarzyna każdą scenę po raz kolejny udając Jacka Sparrowa. Te wszystkie jego sztuczki (miny, sposób chodzenia itp) znudziły się już przy trzecich "Piratach", więc nie było żadnych szans, by tym razem bawiły. Mortdecai to postać barwna i ciekawa, ale tylko i wyłącznie w wykonaniu aktora, który potrafiłby zagrać w kontrze do własnego wizerunku.
Po drugie, i o wiele ważniejsze, sukces "Bezwstydnemu Mortdecaiowi" mogli zapewnić wyłącznie Brytyjczycy. Tylko oni byliby w stanie scenom komediowym nadać niewymuszony charakter naturalnej abstrakcji. Ponieważ jednak znaczną część ekipy stanowią Amerykanie (Anglicy są zaś jedynie dodatkiem), film wygląda jakby wszystkich zmuszano do gry wbrew ich naturze. Dlatego też większość co ciekawszych scen komediowych nie śmieszy, ponieważ aktorzy nie potrafili ich odpowiednio zagrać. Najzabawniejsze jest więc w filmie to, co najmniej absurdalne zaś najbliższe amerykańskim przaśnym komediom sytuacyjnym.
Oglądając "Bezwstydnego Mortdecaia" cały czas czułem, jaka wielki potencjał jest tu marnowany. Jestem przekonany, że gdyby wzięła się za ekranizację ekipa z "Detektywa Clotha", powstałby jeden z zabawniejszych filmów roku. A tak wszystkim wahającym się polecam obejrzenie pierwszego "Clotha" zamiast "Mortdecaia".
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz