Taken 3 (2014)
Muszę być szalony, skoro wciąż wierzę, że Luc Besson robiąc cały czas to samo może osiągnąć inne (czytaj: "lepsze") rezultaty. W ciągu ostatnich czterech lat widziałem siedem filmów, przy których babrał się w scenariuszach. Z tej liczby tylko dwa warte były obejrzenia. Co ciekawe, w obu przypadkach fabuła koncentrowała się na kobietach ("Colombiana", "Lucy"). A ponieważ Liam Neeson kobietą nie jest, więc oczywiste jest, że "Uprowadzona 3" nawet nie zbliżyła się do poziomu przyzwoitości.
"Uprowadzona 3" równie dobrze mogłaby nosić tytuł "72 godziny 2". Zastosowano tutaj ten sam patent kręcenia kina PG-13 tak, jakby to była twarda "erka". W rezultacie mamy tu do czynienia z takimi kwiatkami, jak facet biorący broń do ust i strzelający sobie w łeb, po czym widzimy szerszy plan i nie ma ani kropelki krwi, nie mówiąc już o jakichkolwiek zniszczeniach czerepu. W świecie "Uprowadzonej 3" ludzie pozbawieni zostali praktycznie wszystkich płynów ustrojowych. W filmie, który sam w sobie jest niemożliwie głupi, ta pseudoerkowa stylistyka tylko wzmacnia irytację. Skoro kręcisz film PG-13, to kręć PG-13, a nie kuś czymś, czego nigdy nie zamierzasz pokazać.
Brak krwawej jatki jest tym bardziej boleśnie odczuwalny, że w tego rodzaju produkcjach jest to najlepszy, a często jedyny sposób na skuteczne odwrócenie uwagi od dziur w scenariuszu, naginania praw fizyki, nie mówiąc już o całkowitym braku zaskoczenia mimo kolejnych fabularnych wywrotek. Tu nie ma na czym zawiesić wzroku, nie ma żadnego pretekstu do zaprzestania myślenia, więc z kina wychodzi się z potężnym bólem głowy.
Pierwszy akt jest urzeczywistnieniem koszmaru każdego mężczyzny zmuszonego przez dziewczynę do wyjścia do kina na film o miłości. Tych słodkich scen Bryana Millsa z rodziną nie da się wytrzymać. Naprawdę zalecam spóźnić się na seans jakieś 20 minut (ale skoro już macie się spóźnić, to w sumie warto sobie seans całkiem odpuścić). Kiedy zaczyna się właściwa historia, niestety nie jest wcale dużo lepiej. Montaż zamiast podkręcać akcję denerwuje chaotycznym skakaniem pomiędzy ujęciami. Każdy, kto spojrzy na obsadę, od samego początku będzie wiedział, kto jest tym złym, więc żadne zwroty akcji wcale nie zaskoczą. Jedyną zagadką jest to, co w tym filmie robi Forest Whitaker.
Jeśli coś mogę pochwalić w "Uprowadzonej 3", to są to piosenki. Ale trudno to uznać za zaletę filmu, skoro nie są to utwory specjalnie napisane dla niego. Pozostaje mi więc liczyć na to, że seria nie okaże się równie twarda jak jej bohater i że w końcu zostanie skutecznie ukatrupiona.
Ocena: 3
"Uprowadzona 3" równie dobrze mogłaby nosić tytuł "72 godziny 2". Zastosowano tutaj ten sam patent kręcenia kina PG-13 tak, jakby to była twarda "erka". W rezultacie mamy tu do czynienia z takimi kwiatkami, jak facet biorący broń do ust i strzelający sobie w łeb, po czym widzimy szerszy plan i nie ma ani kropelki krwi, nie mówiąc już o jakichkolwiek zniszczeniach czerepu. W świecie "Uprowadzonej 3" ludzie pozbawieni zostali praktycznie wszystkich płynów ustrojowych. W filmie, który sam w sobie jest niemożliwie głupi, ta pseudoerkowa stylistyka tylko wzmacnia irytację. Skoro kręcisz film PG-13, to kręć PG-13, a nie kuś czymś, czego nigdy nie zamierzasz pokazać.
Brak krwawej jatki jest tym bardziej boleśnie odczuwalny, że w tego rodzaju produkcjach jest to najlepszy, a często jedyny sposób na skuteczne odwrócenie uwagi od dziur w scenariuszu, naginania praw fizyki, nie mówiąc już o całkowitym braku zaskoczenia mimo kolejnych fabularnych wywrotek. Tu nie ma na czym zawiesić wzroku, nie ma żadnego pretekstu do zaprzestania myślenia, więc z kina wychodzi się z potężnym bólem głowy.
Pierwszy akt jest urzeczywistnieniem koszmaru każdego mężczyzny zmuszonego przez dziewczynę do wyjścia do kina na film o miłości. Tych słodkich scen Bryana Millsa z rodziną nie da się wytrzymać. Naprawdę zalecam spóźnić się na seans jakieś 20 minut (ale skoro już macie się spóźnić, to w sumie warto sobie seans całkiem odpuścić). Kiedy zaczyna się właściwa historia, niestety nie jest wcale dużo lepiej. Montaż zamiast podkręcać akcję denerwuje chaotycznym skakaniem pomiędzy ujęciami. Każdy, kto spojrzy na obsadę, od samego początku będzie wiedział, kto jest tym złym, więc żadne zwroty akcji wcale nie zaskoczą. Jedyną zagadką jest to, co w tym filmie robi Forest Whitaker.
Jeśli coś mogę pochwalić w "Uprowadzonej 3", to są to piosenki. Ale trudno to uznać za zaletę filmu, skoro nie są to utwory specjalnie napisane dla niego. Pozostaje mi więc liczyć na to, że seria nie okaże się równie twarda jak jej bohater i że w końcu zostanie skutecznie ukatrupiona.
Ocena: 3
Jak jestem napalony na seans i na film czekam od miesiąca, to nikt mnie nie odciągnie (nawet Ty :). Niestety, jeżeli mam wątpliwości to czuję że jeżeli wybiorę się do kina, to bardziej "na siłę" niż z chęci. A bo nowość, bo czasem trzeba o premierze wspomnieć, itd :) No i w takich przypadkach, po na przykład Twoim tekście, temat odpuszczam :) (to samo się tyczy "Son of a Gun")
OdpowiedzUsuńJa sam raczej negatywnymi opiniami innych ludzi staram się nie kierować. Zbyt często okazywało się, że zakochałem się w filmie, który wszyscy wokół krytykowali. Za to z pozytywnych opinii często korzystam, bo dzięki temu mogę trafić na dobry film, którego nigdy z własnej woli bym nie obejrzał.
UsuńTe złe opinie to przeważnie przeważają u mnie szale, gdy i tak już jestem częściowo na nie. Rzadko zdarza mi się oglądać film w ciemno (jak pewnie i Tobie). Jak chcę coś obejrzeć to i tak obejrzę :)
UsuńZależy co uważasz za "w ciemno". Ja często oglądam filmy, o których nic nie wiem. Wystarczy mi czasem nazwisko reżysera lub aktora, by po tytuł sięgnąć. Tak mam chociażby z filmami Podza, Ostlunda.
UsuńZdarza mi się też kompletnie przypadkowy seans. Cenię sobie takie ślepe strzały, bo choć często trafiają się straszliwe gnioty, to jednak od czasu do czasu odkrywam coś niezwykłego, a to dla mnie ma wartość tak wielką, że mogę nawet 10 "jedynkowych" filmów obejrzeć, jeśli tylko ten jeden wielki tytuł mnie nie ominie
Oglądasz bardzo dużo filmów. Możesz sobie pozwolić na takie strzały. Z uwagi na to że mam szansę na 2-3 filmy tygodniowo, muszę ostrożniej dobierać tytuły.
UsuńTo prawda. przy takiej liczbie łatwiej przychodzi mi przeboleć zmarnowane półtorej godziny
Usuń