Million Dollar Arm (2014)
Jestem w absolutnym szoku. Craig Gillespie to facet, który nakręci znakomitą "Miłość Larsa", a Thomas McCarthy jest autorem jednego z moich ulubionych filmów – "Dróżnika". Wydawać by się mogło, że połączenie takich talentów da fantastyczny wynik. Tymczasem "Ramię za milion dolarów" to kino niewiarygodnie sztampowe. Jest tak wtórny, że gdyby nie umieszczone na jego końcu zdjęcia archiwalne, nigdy nie uwierzyłbym, że jest to film oparty na faktach.
Wszystko w filmie Gillespiego wypada fałszywie i wtórnie. I główny bohater, który jest po prostu disnejowską wersją Jerry'ego Maguire'a. I hinduscy gracze, którzy przypominają dzikusów z mocno rasistowskich produkcji amerykańskich sprzed 80 lat. I lokatorka, która oczywiście stanie się obiektem uczuć głównego bohatera, dotąd znanego ze swoich ciągot do modelek. I muzyka Rahmana, którą już wcześniej słyszałem. I wreszcie sama struktura opowieści, łącznie ze wszystkim tak zwanymi zwrotami akcji. Z każdą mijającą minutą coraz trudniej było mi uwierzyć w to, co oglądam. Gdyby nie aktorzy w obsadzie, których lubię, naprawdę nie byłoby tu nic, co mogłoby utrzymać moją uwagę. A i tak z trudem dotrwałem do końca.
"Ramię za milion dolarów" to przykład na to, jak nie powinno kręcić się filmów. Mam więc nadzieję, że i Gillespie i McCarthy porzucą pustkę Hollywood i wrócą do opowiadania historii, które kiedyś podbiły moje serce.
Ocena: 3
Wszystko w filmie Gillespiego wypada fałszywie i wtórnie. I główny bohater, który jest po prostu disnejowską wersją Jerry'ego Maguire'a. I hinduscy gracze, którzy przypominają dzikusów z mocno rasistowskich produkcji amerykańskich sprzed 80 lat. I lokatorka, która oczywiście stanie się obiektem uczuć głównego bohatera, dotąd znanego ze swoich ciągot do modelek. I muzyka Rahmana, którą już wcześniej słyszałem. I wreszcie sama struktura opowieści, łącznie ze wszystkim tak zwanymi zwrotami akcji. Z każdą mijającą minutą coraz trudniej było mi uwierzyć w to, co oglądam. Gdyby nie aktorzy w obsadzie, których lubię, naprawdę nie byłoby tu nic, co mogłoby utrzymać moją uwagę. A i tak z trudem dotrwałem do końca.
"Ramię za milion dolarów" to przykład na to, jak nie powinno kręcić się filmów. Mam więc nadzieję, że i Gillespie i McCarthy porzucą pustkę Hollywood i wrócą do opowiadania historii, które kiedyś podbiły moje serce.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz