Tokarev (2014)
Paco Cabezas będzie kolejnym europejskim twórcą, który źle zrobił, że spróbował swych sił w Hollywood. "Tokariew. Zabójca z przeszłości" jest bowiem encyklopedycznym przykładem kina śmieciowego.
Już sam scenariusz wiele nie obiecywał. Jest to typowa opowieść o facecie, który musi się za coś (albo kogoś) mścić. W ostatnich latach na tego rodzaju filmach bazują kariery Liama Neesona i Jasona Stathama. Dlatego też trochę się zdziwiłem, że to nie żaden z nich znalazł się w obsadzie "Tokariewa". Ale w sumie to dobrze, bo gdyby to któryś z nich grał zbolałego ojca, to chyba bym nie wytrzymał do napisów końcowych.
Niestety Cage wcale nie wprowadza nowej jakości. Jego gra jest karykaturalna, jakby postanowił zaakcentować wszystkie swoje braki i nieznośne manieryzmy. Ale i tak nie jest wcale najgorszym elementem filmu. Ten "zaszczyt" przypada montażyście. Szczególnie sceny dynamiczne zostały posklejane w sposób katastrofalnie zły. W zasadzie za każdym razem, gdy zaczynało się coś dziać, wyłączałem się, bo próba śledzenia tego, co się dzieje na ekranie, pozbawiona była większego sensu. Nie, żeby znów tak wiele się tu działo. W rzeczywistości "Tokariew" jest opowieścią bardzo statyczną. Wrażenie "dziania się" wytwarzane jest przede wszystkim przez dynamiczną muzykę. Ale jak się przyjrzeć bliżej, okaże się, że nie współgra ona wcale z obrazem.
"Tokariew" mógł się wybronić jedynie jako kino campowego przerysowania (jak "John Wick" czy "Gość"). Niestety Cabezas nie potrafił nic wykrzesać z siebie, swojej ekipy i aktorów. W rezultacie otrzymałem marniutką imitację kina zemsty.
Ocena: 4
Już sam scenariusz wiele nie obiecywał. Jest to typowa opowieść o facecie, który musi się za coś (albo kogoś) mścić. W ostatnich latach na tego rodzaju filmach bazują kariery Liama Neesona i Jasona Stathama. Dlatego też trochę się zdziwiłem, że to nie żaden z nich znalazł się w obsadzie "Tokariewa". Ale w sumie to dobrze, bo gdyby to któryś z nich grał zbolałego ojca, to chyba bym nie wytrzymał do napisów końcowych.
Niestety Cage wcale nie wprowadza nowej jakości. Jego gra jest karykaturalna, jakby postanowił zaakcentować wszystkie swoje braki i nieznośne manieryzmy. Ale i tak nie jest wcale najgorszym elementem filmu. Ten "zaszczyt" przypada montażyście. Szczególnie sceny dynamiczne zostały posklejane w sposób katastrofalnie zły. W zasadzie za każdym razem, gdy zaczynało się coś dziać, wyłączałem się, bo próba śledzenia tego, co się dzieje na ekranie, pozbawiona była większego sensu. Nie, żeby znów tak wiele się tu działo. W rzeczywistości "Tokariew" jest opowieścią bardzo statyczną. Wrażenie "dziania się" wytwarzane jest przede wszystkim przez dynamiczną muzykę. Ale jak się przyjrzeć bliżej, okaże się, że nie współgra ona wcale z obrazem.
"Tokariew" mógł się wybronić jedynie jako kino campowego przerysowania (jak "John Wick" czy "Gość"). Niestety Cabezas nie potrafił nic wykrzesać z siebie, swojej ekipy i aktorów. W rezultacie otrzymałem marniutką imitację kina zemsty.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz