In Their Room: London (2013)
Przy "In Their Room: Berlin" narzekałem, że film jest za długi. Tym razem narzekam, że film jest za krótki. Choć przecież część londyńska i tak jest dłuższa od tej z San Francisco. Wszystko dlatego, że to, co Travis Mathews pokazał, do niczego nie prowadzi. Mam wrażenie, że zatrzymał się tuż przed tym, jak z filmu mogło się co wyłonić, jakaś myśl, objawienie. I tak zostałem z wypowiedziami paru facetów i tyle.
Dobrze przynajmniej, że Mathews wciąż potrafi banalne rzeczy pokazać w niebanalny sposób. Naprawdę jestem pod wrażeniem tego, jak umie wycisnąć z każdej sceny maksimum intymności. Sposób filmowania, skupiania się na bohaterach, na detalach. To buduje poczucie, że obcuje się z czymś ważnym, większym niż w rzeczywistości są te "zwierzenia". Powinno mi się to już znudzić, a jednak w przypadku "Londynu" znów się na te obrazki dałem złapać i całość przyjemnie mi się oglądało. Niemniej jednak żałuję, że jest to intelektualnie i emocjonalnie ślepa uliczka.
Ocena: 6
Dobrze przynajmniej, że Mathews wciąż potrafi banalne rzeczy pokazać w niebanalny sposób. Naprawdę jestem pod wrażeniem tego, jak umie wycisnąć z każdej sceny maksimum intymności. Sposób filmowania, skupiania się na bohaterach, na detalach. To buduje poczucie, że obcuje się z czymś ważnym, większym niż w rzeczywistości są te "zwierzenia". Powinno mi się to już znudzić, a jednak w przypadku "Londynu" znów się na te obrazki dałem złapać i całość przyjemnie mi się oglądało. Niemniej jednak żałuję, że jest to intelektualnie i emocjonalnie ślepa uliczka.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz