Cut Bank (2014)
"Miasteczko Cut Bank" to kino epigońskie. Jego reżyser tak bardzo zapatrzył się w braci Coen, że zatracił samego siebie (o ile w ogóle posiada własne twórcze "ja"). W rezultacie mogę tylko żałować, że filmu nie nakręcili Coenowie, bo wtedy z całą pewnością film by mi się podobał.
Bo też jest tu sporo rzeczy, które powinny wypalić. Są ciekawi bohaterowie drugoplanowi, jest fajny pomysł kryminalny i jeszcze lepszy pomysł na bohatera, który wtrynia się ze swoimi obsesjami i wszystko rozwala. "Miasteczko Cut Bank" mogło być mroczną a jednocześnie zabawną opowieścią o niespełnionych marzeniach, o ucieczce przed tu i teraz, która jednych oddziela od świata, innym każe łamać prawo, by szukać łatwego sposobu na budowanie lepszej przyszłości, a jeszcze innych czyni zgryźliwymi rozpamiętywaczami przeszłości. Absurd, nieprzewidywalne sploty okoliczności, cicha prowincja, którą wstrząsa fala zaskakującej brutalności – to wszystko powinno zagwarantować pierwszorzędną rozrywkę. Tak jednak nie jest i to wyłącznie z winy reżysera. Naśladując Coenów nie był w stanie nadać opowieści dynamiki, ikry. Oglądając film miałem wrażenie, że reżyser słyszy dzwony, ale nie ma pojęcia, w którym kościele biją. Tempo opowieści jest niewłaściwe. Raz spóźnia się z pointą, innym razem spieszy się z absurdalnymi zbitkami, przez co pali zabawną w zamyśle scenę. Wsparcie aktorów znanych z filmów braci Coen okazuje się zawadą, bo choć wypadają lepiej od młodych pokroju Liama Hemswortha, to jednocześnie przypominają o coenowskich oryginałach. To porównanie wypada dla "Miasteczka Cut Bank" bardzo niekorzystnie, przez co jeszcze bardziej ciągnie ocenę całości w dół.
Jedynym jasnym punktem jest w zasadzie Michael Stuhlbarg. Mam jednak nieodparte wrażenie, że jego talent został tutaj zmarnowany. Reżyser dostał do rąk prawdziwy skarb i po prostu nie wiedział, co ma z nim zrobić. W końcu uwagę jego i widzów miał skupiać Liam Hemsworth.
Ocena: 5
Bo też jest tu sporo rzeczy, które powinny wypalić. Są ciekawi bohaterowie drugoplanowi, jest fajny pomysł kryminalny i jeszcze lepszy pomysł na bohatera, który wtrynia się ze swoimi obsesjami i wszystko rozwala. "Miasteczko Cut Bank" mogło być mroczną a jednocześnie zabawną opowieścią o niespełnionych marzeniach, o ucieczce przed tu i teraz, która jednych oddziela od świata, innym każe łamać prawo, by szukać łatwego sposobu na budowanie lepszej przyszłości, a jeszcze innych czyni zgryźliwymi rozpamiętywaczami przeszłości. Absurd, nieprzewidywalne sploty okoliczności, cicha prowincja, którą wstrząsa fala zaskakującej brutalności – to wszystko powinno zagwarantować pierwszorzędną rozrywkę. Tak jednak nie jest i to wyłącznie z winy reżysera. Naśladując Coenów nie był w stanie nadać opowieści dynamiki, ikry. Oglądając film miałem wrażenie, że reżyser słyszy dzwony, ale nie ma pojęcia, w którym kościele biją. Tempo opowieści jest niewłaściwe. Raz spóźnia się z pointą, innym razem spieszy się z absurdalnymi zbitkami, przez co pali zabawną w zamyśle scenę. Wsparcie aktorów znanych z filmów braci Coen okazuje się zawadą, bo choć wypadają lepiej od młodych pokroju Liama Hemswortha, to jednocześnie przypominają o coenowskich oryginałach. To porównanie wypada dla "Miasteczka Cut Bank" bardzo niekorzystnie, przez co jeszcze bardziej ciągnie ocenę całości w dół.
Jedynym jasnym punktem jest w zasadzie Michael Stuhlbarg. Mam jednak nieodparte wrażenie, że jego talent został tutaj zmarnowany. Reżyser dostał do rąk prawdziwy skarb i po prostu nie wiedział, co ma z nim zrobić. W końcu uwagę jego i widzów miał skupiać Liam Hemsworth.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz