Inescapable (2012)
Do listy moich ulubionych kanadyjskich reżyserów dopisuję kolejne nazwisko: Ruba Nadda. "W Kairze" było udaną opowieścią o miłości. Ale jeden film zawsze można uznać za przypadek niezwykłego przebłysku szczęścia. Jednak "Nieuchronne" wyraźnie pokazało, że Nadda ma talent do opowiadania filmowych historii.
Właśnie: do opowiadania. "Nieuchronne" nie ma ani oryginalnej fabuły, ani nie wyróżnia się nietuzinkową formą. Siłą filmu jest sam sposób narracji. Nadda doskonale równoważy różne smaki. Mamy tu i orientalną słodycz miłości w postaci ciekawie zarysowanych relacji emocjonalnych pomiędzy poszczególnymi postaciami. Jest też ostra nuta kina sensacyjnego, typowa dla ostatnich filmów z Liamem Neesonem. Czuć też wyraźny aromat dramatu obyczajowego, w postaci historii mężczyzny, który na próżno próbował przedefiniować swoje życie, przez co naraził na niebezpieczeństwo swoich najbliższych. Połączenie tych wszystkich elementów w jedną harmonijną całość powinno być zadaniem niemożliwym do wykonania. Tymczasem Nadda była to w stanie uczynić pozornie bez większego wysiłku.
Reżyserka doskonale operuje niedopowiedzeniami, które nie zostawiają widza z poczuciem doświadczania gigantycznych dziur w fabule. Zamiast tego ma się wrażenie, że wszystko zostało o bohaterach powiedziane, choć przecież tak naprawdę całość rozgrywa się w przestrzeni tego, co jest między słowami, co trzeba samemu wywnioskować. Nadda ma rzadki dar tworzenia z aluzji i półsłówek pełnych detali filmowych gobelinów. Jej sukcesem jest również to, że narracja cały czas utrzymuje płynne tempo. Nie ma tu szarpania się z fabułą, odbębniania scen, czy przeskakiwania z sytuacji, które są niezbędne, ale twórcom wydają się nudne. U Naddy wszystko ma swoje miejsce i czas, nic nie jest wciśnięte na siłę, niczego nie pominięto.
Oczywiście sporym plusem jest też grający główną rolę Alexander Siddig. Bez jego skupionej, nieco wyciszonej grze, film mógł bardzo łatwo stracić kruchą równowagę i zmienić się w jeden z tych głupich akcyjniaków, które drażnią mnie brakiem ciekawego podejścia do mało oryginalnej fabuły.
Ocena: 7
Właśnie: do opowiadania. "Nieuchronne" nie ma ani oryginalnej fabuły, ani nie wyróżnia się nietuzinkową formą. Siłą filmu jest sam sposób narracji. Nadda doskonale równoważy różne smaki. Mamy tu i orientalną słodycz miłości w postaci ciekawie zarysowanych relacji emocjonalnych pomiędzy poszczególnymi postaciami. Jest też ostra nuta kina sensacyjnego, typowa dla ostatnich filmów z Liamem Neesonem. Czuć też wyraźny aromat dramatu obyczajowego, w postaci historii mężczyzny, który na próżno próbował przedefiniować swoje życie, przez co naraził na niebezpieczeństwo swoich najbliższych. Połączenie tych wszystkich elementów w jedną harmonijną całość powinno być zadaniem niemożliwym do wykonania. Tymczasem Nadda była to w stanie uczynić pozornie bez większego wysiłku.
Reżyserka doskonale operuje niedopowiedzeniami, które nie zostawiają widza z poczuciem doświadczania gigantycznych dziur w fabule. Zamiast tego ma się wrażenie, że wszystko zostało o bohaterach powiedziane, choć przecież tak naprawdę całość rozgrywa się w przestrzeni tego, co jest między słowami, co trzeba samemu wywnioskować. Nadda ma rzadki dar tworzenia z aluzji i półsłówek pełnych detali filmowych gobelinów. Jej sukcesem jest również to, że narracja cały czas utrzymuje płynne tempo. Nie ma tu szarpania się z fabułą, odbębniania scen, czy przeskakiwania z sytuacji, które są niezbędne, ale twórcom wydają się nudne. U Naddy wszystko ma swoje miejsce i czas, nic nie jest wciśnięte na siłę, niczego nie pominięto.
Oczywiście sporym plusem jest też grający główną rolę Alexander Siddig. Bez jego skupionej, nieco wyciszonej grze, film mógł bardzo łatwo stracić kruchą równowagę i zmienić się w jeden z tych głupich akcyjniaków, które drażnią mnie brakiem ciekawego podejścia do mało oryginalnej fabuły.
Ocena: 7
A zobaczę. Jest na Netflixie :)
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy Tobie się spodoba. Oceny ma raczej średnie.
UsuńZ tego co opisałeś, to będzie taki film który polubię i dam z 6-7/10.:) Jest pewna grupa filmów dobrych, solidnych, które nie oceniam wysoko ale do nich wracam często myślami, jak "Syreny" z 1990. Tu widzę podobny poziom.
Usuń