Kung Fury (2015)
Ten film powinni obejrzeć wszyscy ci, którzy uważają współczesną epokę za czasy upadku kultury masowej. "Kung Fury" doskonale pokazuje, jak wiele jeszcze brakuje drugiej dekadzie XXI wieku do dna, jakim były lata 80.
Jeśli komuś się wydaje, że David Sandberg przesadza w swoim portrecie tamtej dekady, to śpieszę wyjaśnić, że bardzo precyzyjnie oddał ducha epoki. Oczywiście jest to wyciąg skompresowany do półgodzinnej krótkometrażówki, ale tak właśnie było. Sandberg przypomina brutalność połączoną z infantylną seksualnością i absurdalnymi pomysłami królującą wtedy w kinie. Parafrazuje najważniejsze seriale telewizyjne epoki z ich dziwacznymi interakcjami pomiędzy bohaterami, których efektem była eksplozja fanowskiej działalności literackiej spod znaku slash fiction. "Kung Fury" przypomina jednowymiarowe gry wideo (w których można się było porusza bohaterem tylko do przody – nie zawsze była możliwość cofnięcia się!), kretyńskie reklamy i radosne doświadczenie oglądania zjechanej kasety VHS wziętej z wypożyczalni. Sandberg nie zapomniał nawet o serialach animowanych zarówno tych amerykańskich, jak japońskich, których późniejsza popularność miała swoje korzenie właśnie w latach 80.
Sam film ogląda się dobrze. Ma kilka doskonałych momentów (język z pociętego partnera Kung Fury'ego). Niemniej jednak jak dla mnie był odrobinę za długi i w kilku momentach nudziłem się.
Ocena: 6
Jeśli komuś się wydaje, że David Sandberg przesadza w swoim portrecie tamtej dekady, to śpieszę wyjaśnić, że bardzo precyzyjnie oddał ducha epoki. Oczywiście jest to wyciąg skompresowany do półgodzinnej krótkometrażówki, ale tak właśnie było. Sandberg przypomina brutalność połączoną z infantylną seksualnością i absurdalnymi pomysłami królującą wtedy w kinie. Parafrazuje najważniejsze seriale telewizyjne epoki z ich dziwacznymi interakcjami pomiędzy bohaterami, których efektem była eksplozja fanowskiej działalności literackiej spod znaku slash fiction. "Kung Fury" przypomina jednowymiarowe gry wideo (w których można się było porusza bohaterem tylko do przody – nie zawsze była możliwość cofnięcia się!), kretyńskie reklamy i radosne doświadczenie oglądania zjechanej kasety VHS wziętej z wypożyczalni. Sandberg nie zapomniał nawet o serialach animowanych zarówno tych amerykańskich, jak japońskich, których późniejsza popularność miała swoje korzenie właśnie w latach 80.
Sam film ogląda się dobrze. Ma kilka doskonałych momentów (język z pociętego partnera Kung Fury'ego). Niemniej jednak jak dla mnie był odrobinę za długi i w kilku momentach nudziłem się.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz