Woman in Gold (2015)
Filmy takie jak "Złota dama" udowadniają, że jedynym rozsądnym stanem rzeczy jest anarchia. Państwo i wszystkie związane z nim instytucje wymuszają istnienie kryzysów, bowiem tylko wtedy możliwa jest zmiana. Istotą państwa – a przynajmniej tak to wygląda obserwując zachowanie austriackich instytucji w tym filmie – jest bronienie status quo, nawet jeśli jest ono oparte na bezprawiu. Wynika to z faktu, że państwo samo w sobie jest molochem, dla którego naturalnym stanem jest bezruch. Żeby tego giganta ruszyć nie wystarczy mieć rację, należy doprowadzić do kryzysu, który zatrzęsie posadami, a i wtedy taki moloch ledwie tylko drgnie. A kryzys, jako siła życiowa funkcjonowania państwa, to bardzo kiepski pomysł. Pół biedy, jeśli przybiera mało bolesny kształt procesu sądowego, czasami jednak jego efektem bywa totalitarna ideologia.
Jestem pozytywnie zaskoczony tym, co udało się osiągnąć Simonowi Curtisowi. "Złota dama" jest przecież jedną z setek podobnych historii filmowych inspirowanych prawdziwymi wydarzeniami. I zdecydowana większość kręcona jest w ten sam sposób. Na pierwszy rzut oka również "Złota dama" nie odbiega od podstawowego schematu. Ale Curtis potrafił podać to w sposób bezbolesny tak, że wtórność fabularna nie raziła mnie aż tak bardzo. Narracja jest płynna, pomimo różnych przeskoków w czasie. A dwójka głównych bohaterów została zagrana z odpowiednią werwą. O ile o Helen Mirren byłem spokojny, o tyle Ryan Reynolds wciąż pozostaje dla mnie niewiadomą. Jednak niepostrzeżenie Reynolds przeistacza się w naprawdę dobrego aktora. Niepostrzeżenie, bo w przeciwieństwie do Jima Carreya czy Steve'a Carella, on nie ma jednej roli przełomowej, która zmienia opinię na jego temat. Raczej, stawia drobne kroki, miesza udział w kretyńskich widowiskach ("R.I.P.D.") z intrygującymi projektami. Stąd za każdym razem, gdy widzę, że potrafi grać, jestem zaskoczony, choć przecież już powinienem się do tego przyzwyczaić.
Na plus filmu zaliczam również lekko uszczypliwe dialogi. Jest tutaj kilka zdań, które naprawdę przypadły mi do gustu specyficznie sarkastycznym humorem.
Ocena: 6
Jestem pozytywnie zaskoczony tym, co udało się osiągnąć Simonowi Curtisowi. "Złota dama" jest przecież jedną z setek podobnych historii filmowych inspirowanych prawdziwymi wydarzeniami. I zdecydowana większość kręcona jest w ten sam sposób. Na pierwszy rzut oka również "Złota dama" nie odbiega od podstawowego schematu. Ale Curtis potrafił podać to w sposób bezbolesny tak, że wtórność fabularna nie raziła mnie aż tak bardzo. Narracja jest płynna, pomimo różnych przeskoków w czasie. A dwójka głównych bohaterów została zagrana z odpowiednią werwą. O ile o Helen Mirren byłem spokojny, o tyle Ryan Reynolds wciąż pozostaje dla mnie niewiadomą. Jednak niepostrzeżenie Reynolds przeistacza się w naprawdę dobrego aktora. Niepostrzeżenie, bo w przeciwieństwie do Jima Carreya czy Steve'a Carella, on nie ma jednej roli przełomowej, która zmienia opinię na jego temat. Raczej, stawia drobne kroki, miesza udział w kretyńskich widowiskach ("R.I.P.D.") z intrygującymi projektami. Stąd za każdym razem, gdy widzę, że potrafi grać, jestem zaskoczony, choć przecież już powinienem się do tego przyzwyczaić.
Na plus filmu zaliczam również lekko uszczypliwe dialogi. Jest tutaj kilka zdań, które naprawdę przypadły mi do gustu specyficznie sarkastycznym humorem.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz