Aloft (2014)
Nie dziwię się, że Cillian Murphy chciał w tym filmie wystąpić. Jest tu bowiem scena, jaką zagrać pragnie każdy aktor: mocna, wymagająca emocjonalnie, jeśli dobrze odegrana, to na długo zapadająca w pamięć. I rzeczywiście zapada. Głównie przez fakt, że jest to jedyna rzecz, jaka wyszła reżyserce. Cała reszta to nudy na pudy.
Już sama powolna narracja, mająca chyba być formą filmowej poezji, męczy. Zamiast bowiem budować klimat i przybliżać nam stan emocjonalny dwójki głównych bohaterów, sprawia, że oglądając "Do nieba" miałem ochotę jak najszybciej opuścić kino. Średnio co dziesięć minut spoglądałem na zegarek, żeby sprawdzić, ile jeszcze tej katorgi pozostało.
Ale czarę goryczy przepełniła banalność całej historii. "Do nieba" jest opowieścią o traumie, jaka rozdzieliła przed 20 laty matkę i syna, wtedy dzieciaka, dziś dorosłego mężczyznę, mającego swoją własną rodzinę. Llosa dawkuje nam informacje na temat tego, co się wydarzyło. Kiedy jednak otrzymujemy pełen obraz, okazuje się, że nie ma w nim nic ciekawego (a jak już wspomniałem, droga do poznania całej prawdy nie była na tyle interesująca, by cel przestał być istotny). Zaś finał jest irytująco naiwny. Reżyserka porzuciła jakąkolwiek twórczą wyobraźnię i po prostu poszła po najmniejszej linii oporu. Zbanalizowała więc tylko cierpienie, jakie było udziałem bohaterów, udowadniając, że choroby, śmierć, rozłąka nie mają innego znaczenia, poza zapewnieniem filmowcom dobrych ujęć.
Ocena: 3
Już sama powolna narracja, mająca chyba być formą filmowej poezji, męczy. Zamiast bowiem budować klimat i przybliżać nam stan emocjonalny dwójki głównych bohaterów, sprawia, że oglądając "Do nieba" miałem ochotę jak najszybciej opuścić kino. Średnio co dziesięć minut spoglądałem na zegarek, żeby sprawdzić, ile jeszcze tej katorgi pozostało.
Ale czarę goryczy przepełniła banalność całej historii. "Do nieba" jest opowieścią o traumie, jaka rozdzieliła przed 20 laty matkę i syna, wtedy dzieciaka, dziś dorosłego mężczyznę, mającego swoją własną rodzinę. Llosa dawkuje nam informacje na temat tego, co się wydarzyło. Kiedy jednak otrzymujemy pełen obraz, okazuje się, że nie ma w nim nic ciekawego (a jak już wspomniałem, droga do poznania całej prawdy nie była na tyle interesująca, by cel przestał być istotny). Zaś finał jest irytująco naiwny. Reżyserka porzuciła jakąkolwiek twórczą wyobraźnię i po prostu poszła po najmniejszej linii oporu. Zbanalizowała więc tylko cierpienie, jakie było udziałem bohaterów, udowadniając, że choroby, śmierć, rozłąka nie mają innego znaczenia, poza zapewnieniem filmowcom dobrych ujęć.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz