L'homme qui rit (2012)
Szczęśliwi ludzie żyją krócej. Wszystko przez to, że nie potrafią podnieść się po utracie szczęścia. Nie wiedzą, jak dalej żyć, więc wybierają ucieczkę w postaci śmierci. Ci zaś, którzy nieustannie są przez los doświadczani, którzy nie pozwalają sobie na emocjonalne wzloty, trwają, nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi. Taki morał można wysnuć oglądając historię Gwynplaine'a i Dei.
Swoją drogą "Człowiek śmiechu" to gotowy temat na telenowelę. Jest w nim wszystko: porwane dzieci, nagle odnaleziony dziedzic fortuny, dwie kobiety walczące o względy jednego mężczyzny, piętno, sława, władza, uwodzicielska woń akceptacji (choć iluzorycznej). W kinie ta historia wyraźnie się marnuje. A już szczególnie w formie, jaką przygotował Jean-Pierre Améris. Powinien był bardziej zaingerować w literacki pierwowzór, rozbudować to, co Hugo pozostawił czytelnikowi do dopowiedzenia. W filmie Amérisa skrótowe podejście się nie sprawdziło, co prowadzi do tego, że historia wydaje się grubymi nićmi szyta, a miejscami wręcz głupiutka i histerycznie naiwna.
Nie jestem też przekonany do muzyki. Chwilami była przecudowna (jak choćby podczas pierwszego przedstawienia trupy Ursusa w Paryżu). Ale jako całość lepiej funkcjonowałaby w balecie niż kinie (no chyba że ten film byłby niemy, ale tak nie jest w przypadku wersji Amérisa). Obsada też nie zrobiła nic (a może nie miała ku temu okazji), by nadać bohaterom psychologicznej głębi. Dlatego też "Człowiek śmiechu" choć miejscami jest piękny, to w gruncie rzeczy pozostaje pustym widowiskiem teatralnym.
Ocena: 5
Swoją drogą "Człowiek śmiechu" to gotowy temat na telenowelę. Jest w nim wszystko: porwane dzieci, nagle odnaleziony dziedzic fortuny, dwie kobiety walczące o względy jednego mężczyzny, piętno, sława, władza, uwodzicielska woń akceptacji (choć iluzorycznej). W kinie ta historia wyraźnie się marnuje. A już szczególnie w formie, jaką przygotował Jean-Pierre Améris. Powinien był bardziej zaingerować w literacki pierwowzór, rozbudować to, co Hugo pozostawił czytelnikowi do dopowiedzenia. W filmie Amérisa skrótowe podejście się nie sprawdziło, co prowadzi do tego, że historia wydaje się grubymi nićmi szyta, a miejscami wręcz głupiutka i histerycznie naiwna.
Nie jestem też przekonany do muzyki. Chwilami była przecudowna (jak choćby podczas pierwszego przedstawienia trupy Ursusa w Paryżu). Ale jako całość lepiej funkcjonowałaby w balecie niż kinie (no chyba że ten film byłby niemy, ale tak nie jest w przypadku wersji Amérisa). Obsada też nie zrobiła nic (a może nie miała ku temu okazji), by nadać bohaterom psychologicznej głębi. Dlatego też "Człowiek śmiechu" choć miejscami jest piękny, to w gruncie rzeczy pozostaje pustym widowiskiem teatralnym.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz