極道大戦争 (2015)

Do zaskakująco długiej listy całkowicie objechanych filmów, jakie widziałem w tym roku, mogę spokojnie dopisać kolejny – "Yakuza Apocalypse". Miike zawsze balansował na granicy absurdu, ale teraz odleciał już kompletnie. To, co zaprezentował w tym filmie bliższe jest twórczości Noboru Iguchiego. Ale nie narzekam. Głównie dlatego, że nie spodziewając się aż takiego natłoku szalonych pomysłów, dałem się porwać opowieści, w której jest prawie wszystko.



"Yakuza Apocalypse" jest mutantem powstałym na bazie postmodernistycznej zabawy popkulturowymi cytatami. Miike sięga więc i po "Godzillę", "Nieśmiertelnego" i "E.T.". Znalazło się tu miejsce na kino kopane i klasykę opowieści o yakuzie. Są też wampiry, choć ich epidemia bardziej przypomina zombie, a rozłożenie akcentów przywodzi na myśl "Jestem legendą" (książkowe, nie filmowe). Reżyser kilkakrotnie zaskakuje rozwiązaniami fabularnymi. A kiedy wydaje się, że już pokazał wszystko, wtedy pojawia się współczesny Darth Vader, czyli bezwzględny "Rerekumkum". Gdybym opisał, co się wtedy dzieje na ekranie, nikt by mi w to nie uwierzył. To trzeba zobaczyć na własne oczy.

Jednak na tle szalonych konkurentów (skandynawskiego "Zombie SS: Krwawy śnieg" czy amerykańskiego "Siedem dni w piekle") "Yakuza Apocalypse" wypada słabo. I winę ponosi sam Miike. Przede wszystkim całość jest rozwlekła. Film spokojnie można byłoby skrócić o pół godziny. Zdarzają się bowiem przestoje, kiedy to nic się nie dzieje i gapiąc się w ekran odechciewa się wszystkiego. Po drugie Miike ma skłonność do "zarzynania" dowcipów. Zamiast krótko i treściwie rozciąga gagi w nieskończoność, aż przestają być śmieszne, a zaczynają być nużące. Na szczęście ma w zanadrzu wystarczająco dużo dowcipów, by film mimo wszystko pozostawił dobre wrażenie.

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

After Earth (2013)

The Entitled (2011)