Black Mass (2015)
Wbrew moim obawom to nie Depp okazał się zawadą w "Pakcie z diabłem". Choć nie całkiem pozbył się maniery (nie jestem pewien, czy w ogóle jest to już w jego przypadku możliwe), to przytemperował ją bardzo mocno, co okazało się mieć pozytywne skutki. Jego Whitey jest fascynującym psychopatą, idealnym drapieżnikiem chwytającym ofiary z zaskoczenia. Reszta obsady również spisała się nieźle, choć obyło się bez aktorskich fajerwerków.
Nie. Problemem "Paktu z diabłem" jest jego reżyser. To drugi film Scotta Coopera, który widziałem. I po raz drugi wystawiam mu niską ocenę. Teraz mam jeszcze mniejszą motywację, by sięgnąć po "Zrodzonego w ogniu" (który leży i zbiera kurz). Cooper kompletnie nie czuje klimatu kina mafijnego. Sprawę pogarsza fakt, że jednocześnie doskonale zna tę konwencję. Dlatego też w "Pakcie z diabłem" są wszystkie elementy, jakie dobry film o mafiosach i stróżach prawa mieć powinien. Jednak Cooper skleja je ze sobą w niezdarny sposób. W rezultacie jego film jest ciężki, nieznośnie manieryczny i zwyczajnie w świecie przegadany. Portrety psychologiczne nie są pogłębione, a co za tym idzie relacje między bohaterami nie są wygrane.
I to właśnie miał ze zintegrowaniem gry poszczególnych aktorów, by stworzyć coś więcej niż sumę poszczególnych elementów, największy problem miał Cooper. Doskonale widać to w wątku Steve'a z Jimmym, kiedy Steve jest milczącą chmurą gradową. Cochrane świetnie to odgrywa. Ale nie ma to wpływu na niewerbalną interakcję jego bohatera z pozostałymi postaciami. Są tylko deklaratywne dialogi, które nie pomagają w zlikwidowaniu barier stworzonych przez reżysera.
"Paktowi z diabłem" brakuje też po prostu klimatu. Kilka piosenek z tamtego okresu i kostiumy to jednak zdecydowanie za mało. Cooper przed rozpoczęciem prac powinien się był trochę podszkolić z reżyserii filmów mafijnych. Dobrze zrobiłby, jakby sięgnął po francuskie produkcje. Aż sam się dziwię, ale w ostatnich latach to właśnie we Francji powstało kilka najlepszych tytułów tego gatunku. Nawet przeciętny w gruncie rzeczy "Marsylski łącznik" jest o dwie klasy lepszy od tego, co nakręcił Cooper.
Ocena: 4
Nie. Problemem "Paktu z diabłem" jest jego reżyser. To drugi film Scotta Coopera, który widziałem. I po raz drugi wystawiam mu niską ocenę. Teraz mam jeszcze mniejszą motywację, by sięgnąć po "Zrodzonego w ogniu" (który leży i zbiera kurz). Cooper kompletnie nie czuje klimatu kina mafijnego. Sprawę pogarsza fakt, że jednocześnie doskonale zna tę konwencję. Dlatego też w "Pakcie z diabłem" są wszystkie elementy, jakie dobry film o mafiosach i stróżach prawa mieć powinien. Jednak Cooper skleja je ze sobą w niezdarny sposób. W rezultacie jego film jest ciężki, nieznośnie manieryczny i zwyczajnie w świecie przegadany. Portrety psychologiczne nie są pogłębione, a co za tym idzie relacje między bohaterami nie są wygrane.
I to właśnie miał ze zintegrowaniem gry poszczególnych aktorów, by stworzyć coś więcej niż sumę poszczególnych elementów, największy problem miał Cooper. Doskonale widać to w wątku Steve'a z Jimmym, kiedy Steve jest milczącą chmurą gradową. Cochrane świetnie to odgrywa. Ale nie ma to wpływu na niewerbalną interakcję jego bohatera z pozostałymi postaciami. Są tylko deklaratywne dialogi, które nie pomagają w zlikwidowaniu barier stworzonych przez reżysera.
"Paktowi z diabłem" brakuje też po prostu klimatu. Kilka piosenek z tamtego okresu i kostiumy to jednak zdecydowanie za mało. Cooper przed rozpoczęciem prac powinien się był trochę podszkolić z reżyserii filmów mafijnych. Dobrze zrobiłby, jakby sięgnął po francuskie produkcje. Aż sam się dziwię, ale w ostatnich latach to właśnie we Francji powstało kilka najlepszych tytułów tego gatunku. Nawet przeciętny w gruncie rzeczy "Marsylski łącznik" jest o dwie klasy lepszy od tego, co nakręcił Cooper.
Ocena: 4
"nie jestem pewien, czy w ogóle jest to już w jego przypadku możliwe" Dokładnie w punkt. Tak mocno w punkt, że ja na przykład nie jestem w stanie zachwycić się czymkolwiek w jego wykonaniu i zawsze będę szukał choćby cienia grymasu z jego dziwnych aktorskich wyskoków.
OdpowiedzUsuńZachwyt to w moim przypadku też raczej nie wchodzi w grę, ale docenienie wysiłku już tak (podobnie mam z Pacino, który też jest straszliwie manieryczny, ale czasem - jak w "Idolu" potrafi to przekuć w coś interesującego).
Usuń