Schneider vs. Bax (2015)
Co się stało z Aleksem van Warmerdamem? Jak ktoś o jego talencie mógł tak bardzo zepsuć pomysł, który wydawał się samograjem? Naprawdę nie mogę tego pojąć. Ogólny zarys "Schneider kontra Bax" obiecuje film na poziomie co najmniej "Borgmana". Tymczasem końcowy rezultat jest – delikatnie mówiąc – przeciętny.
Pomysł jest fantastyczny. Schneider to ojciec dwójki dzieci, mąż pięknej kobiety, do tego wszystkiego obchodzi urodziny. Bax to pisarz, lekoman i alkoholik, który nie ma problemów w nawiązywaniu relacji pod warunkiem, że są to relacje krótkoterminowe. Wydawać by się mogło, że nie ma dwóch bardziej różniących się od siebie osób. Ale to tylko część prawdy, ponieważ każdy z nich prowadzi drugie życie. I to właśnie owa tajemna tożsamość jest punktem wspólnym i doprowadzi do tytułowej konfrontacji.
To, co następuje później powinno być mieszanką śmiertelnej rozgrywki z czystym absurdem. Podobna sytuacja miała miejsce właśnie w "Borgmanie". A jednak reżyserowi nie udało się powtórzyć tamtego sukcesu. Sceny humorystyczne nie funkcjonują, większość z nich nie była w stanie mnie rozśmieszyć. Zamiast lekkości dostałem rzecz przedobrzoną, przez co wszelki "fun" ulotnił się i pozostały po nim jedynie ślady. Bez zabawy cała reszta pozbawiona zaś jest większego sensu, bo też "Schneider kontra Bax" nie ma nic do zaoferowania poza rozrywką. Brakuje przesłania, nie ma intelektualnej nadbudowy. A wykonanie również niczym specjalnym się nie wyróżnia. Zamiast więc pierwszorzędnej zabawy dostałe filmidło jakich wiele.
Ocena: 5
Pomysł jest fantastyczny. Schneider to ojciec dwójki dzieci, mąż pięknej kobiety, do tego wszystkiego obchodzi urodziny. Bax to pisarz, lekoman i alkoholik, który nie ma problemów w nawiązywaniu relacji pod warunkiem, że są to relacje krótkoterminowe. Wydawać by się mogło, że nie ma dwóch bardziej różniących się od siebie osób. Ale to tylko część prawdy, ponieważ każdy z nich prowadzi drugie życie. I to właśnie owa tajemna tożsamość jest punktem wspólnym i doprowadzi do tytułowej konfrontacji.
To, co następuje później powinno być mieszanką śmiertelnej rozgrywki z czystym absurdem. Podobna sytuacja miała miejsce właśnie w "Borgmanie". A jednak reżyserowi nie udało się powtórzyć tamtego sukcesu. Sceny humorystyczne nie funkcjonują, większość z nich nie była w stanie mnie rozśmieszyć. Zamiast lekkości dostałem rzecz przedobrzoną, przez co wszelki "fun" ulotnił się i pozostały po nim jedynie ślady. Bez zabawy cała reszta pozbawiona zaś jest większego sensu, bo też "Schneider kontra Bax" nie ma nic do zaoferowania poza rozrywką. Brakuje przesłania, nie ma intelektualnej nadbudowy. A wykonanie również niczym specjalnym się nie wyróżnia. Zamiast więc pierwszorzędnej zabawy dostałe filmidło jakich wiele.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz