Mia madre (2015)

Życie jest pozbawione sensu. Istniejemy tylko po to, żeby umrzeć. Wszystko, co dokonamy, wszystko, kim jesteśmy również rozwieje się w proch. Czasem nastąpi to szybko, innym razem będziemy żyć jeszcze pokolenie lub dwa w pamięci innych, tylko nieliczni mają szansę na długowieczne trwanie.



Świadomość tego, jak bardzo bezsensowna jest nasza egzystencja, w młodości pozostaje uśpiona. Ale i tak nie do końca. To, co lubimy nazywać lenistwem, kiedy nie chcą się uczyć, jest w rzeczywistości reakcją na to, co nieuświadomione i czego jeszcze nie potrafią nazwać ("po co mi ta łacina?"). Później spędzamy całą dorosłość pracują. Jest to czynność tchórzliwa, która ma nas tak bardzo zaabsorbować, aż przestaniemy pamiętać, że praca też nie ma sensu, że marnujemy czas, którego nie zostało nam zbyt wiele. I praktycznie wszyscy będą się jej kurczowo trzymać ("nawet nie wiesz, jak bardzo ta praca jest dla nas ważna").

Nanni Moretti obrabował nas z tego błogostanu ignorancji. Swoim najnowszym filmem zmusza widza do konfrontacji z wszechmocą entropii. Jest ona boską racją bytu, rzeczywistą anima mundi i człowiek pozostaje wobec niej absolutnie bezradny. Dlatego też "Moja matka" zaludniona jest przez byty uosabiające rozkład czy to jednostki (umierająca matka, aktor cierpiący na chorobę dziedziczną) czy też bardziej abstrakcyjnych rzecz (związek bohaterki, ulatniające się wspomnienia, przeszkody na planie). Większość postaci stawia jednak Nieuchronnemu opór. Bohaterka będzie starała się negować prawdę o sytuacji zdrowotnej matki, przemieniając się momentami w przerażającą tyranką ("jeszcze tylko trzy kroki!"), robotnicy z filmowej opowieści strajkować będą, bo nie chcą przestać pracować, a jeden z aktorów będzie robił szczegółowo ilustrowane notatki, by wspomóc swoją pamięć.

I po co to wszystko? By parę osób pamiętało nas, dopóki sami nie umrą? By nasze dzieło było podziwianie dopóki nie pojawi się kolejne, może nie lepsze, ale z całą pewnością nowsze? Moretti wydaje się skakać na główkę w odmęty nieskończonej depresji. Grana przez niego postać jest jedyną, która sama z siebie (a nie jak matka, ponieważ nie ma wyboru) poddaje się wszechmocy entropii.

"Moją matkę" mogę polecić wyłącznie osobom o bardzo silnej psychice. Mroczna wizja egzystencji, jaką roztacza Moretti, jest bardzo nieprzyjemna w oglądaniu. I to pomimo faktu, że na ekranie nic okropnego nie widać. Nawet choroba jest całkiem estetycznie i sterylnie pokazana. A jednak emocjonalny ładunek filmu jest obezwładniający. Dawno już w kinie nie czułem tak sporego dyskomfortu, który nie byłby rezultatem fatalnej egzekucji. Pod względem wykonania "Moja matka" jest obrazem solidnym. Trochę kręcę nosem na zbyt czytelny symbolizm, który chwilami sprawia wrażenie nachalnego narzucania "jedynej słusznej interpretacji". Ale kreacja Margherity Buy to naprawdę pierwsza klasa.

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)