Stretch (2014)
Wyczucie czasu to połowa sukcesu w komedii. Tempo narracji, punktowanie kolejnych żartów – bez tego nawet najlepszy pomysł nie ma szans wybrzmieć. A kiedy komedia porusza dziwaczne, odjechane tematy, wtedy montaż staje się podstawą. Wydawało mi się, że Joe Carnahan zna te prawdy bardzo dobrze. W końcu nakręcił kiedyś "Asa w rękawie". Niestety było to prawie 10 lat temu, a od tamtej pory nie potrafi powtórzyć tego sukcesu.
"Stretch" to najsłabszy jego film, jaki miałem okazję zobaczyć. Choć sam pomysł jest całkiem fajny. Oto niespełniony aktorzyna dorabia sobie jako kierowca limuzyny. I właśnie czeka go najgorszy dzień w życiu: gangsterzy będą domagać się spłaty długu, szef będzie żądał większego zaangażowania w pracę, a kolejny klient okaże się nieprzewidywalnym ekscentrykiem. Na ekranie jest wszystko od żartów na Hollywood, przez dekadencką i zepsutą nocną scenę Los Angeles, po wątek kryminalno-sensacyjny. Do tego wszystkiego film ma całkiem niezłą obsadę. To jednak nic nie znaczy w świetle tego, jak kiepskim bajarzem okazuje się Carnahan. Jego film jest zwyczajnie nudy. Sceny pozbawione są dynamiki. Co druga sekwencja aż prosi się o ostre cięcia montażowe, ale na ekranie króluje estetyka rodem z niezależnego komediodramatu. To zaś prowadziło do tego, że nawet zabawne chwile nie śmieszyły mnie, ponieważ ciągnęły się jak flaki z olejem.
Za to jedna rzecz bardzo mi się podobała. Chris Pine jako czarny charakter (zwłaszcza w końcowych scenach) wypadł świetnie i chętnie zobaczył bym go w roli złoczyńcy na poważnie.
Ocena: 4
"Stretch" to najsłabszy jego film, jaki miałem okazję zobaczyć. Choć sam pomysł jest całkiem fajny. Oto niespełniony aktorzyna dorabia sobie jako kierowca limuzyny. I właśnie czeka go najgorszy dzień w życiu: gangsterzy będą domagać się spłaty długu, szef będzie żądał większego zaangażowania w pracę, a kolejny klient okaże się nieprzewidywalnym ekscentrykiem. Na ekranie jest wszystko od żartów na Hollywood, przez dekadencką i zepsutą nocną scenę Los Angeles, po wątek kryminalno-sensacyjny. Do tego wszystkiego film ma całkiem niezłą obsadę. To jednak nic nie znaczy w świetle tego, jak kiepskim bajarzem okazuje się Carnahan. Jego film jest zwyczajnie nudy. Sceny pozbawione są dynamiki. Co druga sekwencja aż prosi się o ostre cięcia montażowe, ale na ekranie króluje estetyka rodem z niezależnego komediodramatu. To zaś prowadziło do tego, że nawet zabawne chwile nie śmieszyły mnie, ponieważ ciągnęły się jak flaki z olejem.
Za to jedna rzecz bardzo mi się podobała. Chris Pine jako czarny charakter (zwłaszcza w końcowych scenach) wypadł świetnie i chętnie zobaczył bym go w roli złoczyńcy na poważnie.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz