Ma ma (2015)
Życie jest zmiennością, jest płynne, elastyczne. Czasami zaskakuje nas tym, co nam jest pisane. Innym razem siłą woli możemy nagiąć, przynajmniej na chwilę, rzeczywistość. Uczucia również podlegają transformacji. A miłość wiele ma twarzy, zależnie od osoby i okoliczności. "Ma ma" to piękny hołd złożony ludzkości, jej chaotyczności, różnorodności, determinacji. To również opowieść o strachu, śmiertelności i potędze troski o drugą osobę.
Filmem "Ma ma" Julio Medem próbuje pozostać w sferze kina "normalnego", ale nadając mu pikanterii za sprawą formalnych eksperymentów. Jednak tym razem niepotrzebnie udziwniał. Sceny oniryczne, wizje, obrazy bijącego serca – te ozdobniki wydały mi się kompletnie zbędne, a czasami mocno irytujące. A to dlatego, że kiedy pozwalał swoim bohaterom po prostu być, kiedy przystawał z boku i tylko obserwuje zwyczajność gestów, spojrzeń, mimikę wtedy film uderza z nokautującą mocą. I te sceny zachwycały mnie tak bardzo, że żałowałem, że całość nie jest właśnie w tej prostej konwencji utrzymana.
Bardzo spodobała mi się gra Penélope Cruz. Jeszcze bardziej spodobało mi się to, w jaki sposób opowiada Medem o jednym z rodzących się uczuć/związków. Całość rozgrywa się głęboko na drugim planie. Ale nie dlatego, że reżyser chciał coś ukryć, ale po to, by podkreślić zwyczajność tego, co w większości filmów uznane zostałoby za wielki twist, na którym trzeba skupiać uwagę widza. Owszem, miejscami całość wydaje się trochę za bardzo ckliwa. Jednak Hiszpanie (i szerzej: Latynosi) mają naturalną zdolność do zmienia tych łzawych historyjek w opowieści pełne magii, pasji, uczuć.
Ocena: 7
Filmem "Ma ma" Julio Medem próbuje pozostać w sferze kina "normalnego", ale nadając mu pikanterii za sprawą formalnych eksperymentów. Jednak tym razem niepotrzebnie udziwniał. Sceny oniryczne, wizje, obrazy bijącego serca – te ozdobniki wydały mi się kompletnie zbędne, a czasami mocno irytujące. A to dlatego, że kiedy pozwalał swoim bohaterom po prostu być, kiedy przystawał z boku i tylko obserwuje zwyczajność gestów, spojrzeń, mimikę wtedy film uderza z nokautującą mocą. I te sceny zachwycały mnie tak bardzo, że żałowałem, że całość nie jest właśnie w tej prostej konwencji utrzymana.
Bardzo spodobała mi się gra Penélope Cruz. Jeszcze bardziej spodobało mi się to, w jaki sposób opowiada Medem o jednym z rodzących się uczuć/związków. Całość rozgrywa się głęboko na drugim planie. Ale nie dlatego, że reżyser chciał coś ukryć, ale po to, by podkreślić zwyczajność tego, co w większości filmów uznane zostałoby za wielki twist, na którym trzeba skupiać uwagę widza. Owszem, miejscami całość wydaje się trochę za bardzo ckliwa. Jednak Hiszpanie (i szerzej: Latynosi) mają naturalną zdolność do zmienia tych łzawych historyjek w opowieści pełne magii, pasji, uczuć.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz