Luna escondida (2012)
Masakra. "Ukryty księżyc" jest ekstraktem z meksykańskich telenoweli. Co nie byłoby takie złe, gdyby znalazły się w nim najciekawsze elementy telewizyjnych tasiemców: absurd, humor, skrajne uczucia. Niestety twórcy filmu wybrali naiwność, ledwie zarysowane związki przyczynowo-skutkowe. Przede wszystkim jednak pozbawili historię niezbędnego dystansu i mrugania okiem do widza. Efekt jest trudny do wytrzymania.
Co prawda przez dłuższy czas dawało się to jeszcze jakoś tolerować. Głównie dlatego, że trójka głównych bohaterów została fajnie zagrana. Bentley jest czarujący, de León przyjemnie "latynoski", a Serradilla ma iskrę zadziorności. Niestety narracja wlecze się tak straszliwie, że w końcu nawet urok osobisty aktorów nie wystarcza. Ale nawet wtedy wydawało mi się, że "Ukryty księżyc" nie spadnie poniżej poziomu przeciętności.
Myliłem się! Końcówka po prostu mnie znokautowała i to wcale nie w pozytywnym znaczeniu. Film ma w zasadzie trzy zakończenia, a każde kolejne jest coraz głupsze. Finał to jedno wielkie oszustwo. Każda jego wersja nie ma żadnego zakorzenienia w historii. Wyskakują jak królik z kapelusza iluzjonisty i twórcy oczekują, że widz się na tę sztuczkę nabierze. Nagłe oświecenie, którego doznaje bohaterka, różne warianty śmierci lub jej braku - każdy finał pokazuje, że twórcy zabrnęli ze swoją historią w ślepy zaułek. A to zaś oznacza, że felerny był sam pomysł i scenariusz.
Ocena: 3
Co prawda przez dłuższy czas dawało się to jeszcze jakoś tolerować. Głównie dlatego, że trójka głównych bohaterów została fajnie zagrana. Bentley jest czarujący, de León przyjemnie "latynoski", a Serradilla ma iskrę zadziorności. Niestety narracja wlecze się tak straszliwie, że w końcu nawet urok osobisty aktorów nie wystarcza. Ale nawet wtedy wydawało mi się, że "Ukryty księżyc" nie spadnie poniżej poziomu przeciętności.
Myliłem się! Końcówka po prostu mnie znokautowała i to wcale nie w pozytywnym znaczeniu. Film ma w zasadzie trzy zakończenia, a każde kolejne jest coraz głupsze. Finał to jedno wielkie oszustwo. Każda jego wersja nie ma żadnego zakorzenienia w historii. Wyskakują jak królik z kapelusza iluzjonisty i twórcy oczekują, że widz się na tę sztuczkę nabierze. Nagłe oświecenie, którego doznaje bohaterka, różne warianty śmierci lub jej braku - każdy finał pokazuje, że twórcy zabrnęli ze swoją historią w ślepy zaułek. A to zaś oznacza, że felerny był sam pomysł i scenariusz.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz